leżała dygocąca w swoim buduarze. Armand, który nie spał tej nocy w domu, przechadzał się w Tuilerjach z de Marsay’em. Tymczasem starzy kerwni pani de Langeais odwiedzali się wzajem, naznaczając sobie schadzkę u niej, aby jej przemówić do rozsądku i rozważyć sposoby wstrzymania skandalu. O godzinie trzeciej, książę de Navarreins, widam de Pamiers, stara księżna de Blamont-Chauvry oraz książę de Grandlieu zebrali się w salonie pani de Langeais i czekali na nią. Tak samo jak różnym ciekawskim, tak i im służba powiedziała, że pani wyszła. Księżna kazała tak mówić bezwzględnie wszystkim. Te cztery osobistości, ozdoby arystokratycznej sfery, której przewroty i pretensje uświęca dorocznie almanach gotajski, domagają się krótkiego opisu, bez którego ten szkic obyczajowy byłby niezupełny.
Księżna de Blamont-Chauvry była w świecie kobiecym najpoetyczniejszym szczątkiem panowania Ludwika XV, którego przydomek[1] usprawiedliwiła podobno za młodu swoim udziałem. Z dawnych wdzięków pozostał jej jedynie wydatny nos, cienki, zakrzywiony jak klinga turecka. Była to główna ozdoba twarzy podobnej do starej białej rękawiczki. Skąpe kędzierzawe i upudrowane włosy, trzewiki na korkach, koronkowy czepeczek, czarne mitenki. Ale, aby jej oddać sprawiedliwość, trzeba dodać, iż miała tak wysokie pojęcie o swoich ruinach, że się dekoltowała wieczór, nosiła długie rękawiczki i barwiła jeszcze policzki klasycznym rużem Martin. Niebezpieczna słodycz w zmarszczkach, zdumiewający ogień w oczach, niezwykła godność w całej osobie, języczek ostry jak brzytwa, nieomylna pamięć, wszystko to czyniło z owej damy prawdziwą potęgę. Miała w głowie istne archiwum starych pergaminów, znała koligacje panujących, książęcych i hrabiowskich domów całej Europy, aż do Karola Wielkiego. Toteż najlżejsza uzurpacja tytułu nie uszłaby jej oku. Młodzi ludzie z ambicją, młodzi ludzie z pretensjami, młode kobiety, wszyscy nadskakiwali jej pilnie. Sa-
- ↑ Bienaimé.