Strona:PL Balzac - Księżna de Langeais.djvu/127

Ta strona została skorygowana.

— Przywiązanie, jakie żywię dla tej małej, naraża mnie w tej chwili na osobliwą rolę, odparła księżna chowając tabakierkę.
— Droga ciociu, rzekł książę przystając, bardzo mi to przykro. Jedynie żołdak Bonapartego zdolny był wymagać od przyzwoitej kobiety takiej nieprzyzwoitości. Mówiąc między nami, Antosia mogła uczynić lepszy wybór.
— Mój drogi, Montriveau to bardzo stara szlachta i doskonale skoligacona, mają alianse w najlepszych rodach Burgundji. Gdyby Rivaudoult d’Arschoot, z gałęzi Dulmen, wymarli w Gallicji, Montriveau wzięliby po Arschootach majątki i tytuł, wiodą się od nich przez swego pradziada.
— Ciocia jest tego pewna?...
— Wiem to o wiele lepiej, niż wiedział ojciec tego generała, którego znałam dobrze i którego o tem objaśniłam. Mimo iż kawaler orderów, rozśmiał się tylko: to był encyklopedysta. Ale brat jego dobrze skorzystał z tego na emigracji. Podobno jego krewniacy z Północy byli dla niego bardzo uczynni...
— Ależ tak. Hrabia de Montriveau umarł w Petersburgu, spotkałem go tam, rzekł widam. Był to grubas, który miał nieprawdopodobną pasję do ostryg.
— Ile zjadał? spytał książę de Grandlieu.
— Codziennie dziesięć tuzinów.
— I nie szkodziło mu?
— Nic a nic.
— Och! ależ to nadzwyczajne! Nie nabawił się ani kamienia, ani podagry, ani innej dolegliwości?
— Nie, zdrów był jak ryba, umarł z przypadku.
— Z przypadku! Widocznie natura mu podszepnęła aby jadł ostrygi, prawdopodobnie były mu potrzebne, gdyż, do pewnego stopnia, skłonności nasze są warunkami naszego istnienia.
— Jestem tego samego zdania, rzekła księżna z uśmiechem.
— Kuzynka zawsze wszystko złośliwie tłumaczy, rzekł margrabia.