Strona:PL Balzac - Księżna de Langeais.djvu/129

Ta strona została skorygowana.

który tak szpetnie głosował wówczas w Konstytuancie, musi paktować z liberałami, musi im pozwolić rozprawiać, dyskutować. Ten świętoszek-filozof będzie równie zgubny dla młodszego brata, jak był dla starszego. Nie wiem, czy jego spadkobierca zdoła się wyplątać z kłopotów jakie mu umyślnie gotuje ten złośliwy grubas: zresztą on niecierpi brata i rad będzie powiedzieć sobie umierając: „Niedługo będzie panował“.
— Moja ciociu, bądź co bądź, to jest nasz król, mam zaszczyt należeć do jego dworu, zatem...
— Ależ, mój drogi, alboż twoje stanowisko przeszkadza ci swobodnie mówić? Jesteś z równie dobrego domu jak Burboni. Gdyby Guizowie mieli nieco więcej energji, Jego Królewska Mość byłby dziś bardzo skromną figurą. W porę odchodzę z tego świata, niema już szlachty. Tak, wszystko przepadło dla was, moje dzieci, rzekła spoglądając na widama. Czyż prowadzenie się mojej siostrzenicy powinnoby zajmować całe miasto? Zawiniła, nie pochwalam tego, skandal niepotrzebny to błąd; toteż chcę jeszcze wątpić o tem uchybieniu konwenansom. Wychowałam ją, i wiem że...
W tej chwili księżna wyszła z buduaru. Poznała głos ciotki i usłyszała nazwisko Montriveau. Była w rannym negliżu. W chwili gdy się ukazała, pan de Grandlieu, który wyglądał bezmyślnie przez okno, ujrzał powóz siostrzenicy wracający bez niej.
— Moje drogie dziecko, rzekł książę ujmując ją za głowę i całując w czoło, czyż ty nie wiesz co się dzieje?
— Cóż się dzieje tak nadzwyczajnego, ojcze?
— Ależ cały Padyż myśli, że ty jesteś u pana de Montriveau.
— Moja droga Antosiu, nie wychodziłaś, prawda? rzekła księżna podając jej rękę, którą pani de Langeais ucałowała z tkliwym szacunkiem.
— Nie, droga mamo, nie wychodziłam. Ale, rzekła obracając się aby się przywitać z widamem i z księciem, chciałam aby cały Paryż myślał, że jestem u pana de Montriveau.