Strona:PL Balzac - Księżna de Langeais.djvu/133

Ta strona została skorygowana.

Wyrzeknij się w dwie minuty swego zbawienia, jeśli chcesz iść do piekła, zgoda! Ale zastanów się dobrze, kiedy chodzi o to aby się wyrzec swojej renty. Nie znam spowiednika, któryby nas rozgrzeszył z nędzy. Uważam, że mam prawo mówić do ciebie w ten sposób, bo, jeżeli się zgubisz, ja jeden będę ci mógł ofiarować schronienie. Jestem wujem twego męża i ja jeden będę cię mógł skutecznie poprzeć przeciw niemu.
— Moja córko, rzekł książę de Navarreins budząc się z bolesnej zadumy, skoro mówisz o uczuciach, pozwól zwrócić swoją uwagę, że kobieta, która nosi twoje nazwisko, obowiązana jest do uczuć innych niż ludzie z gminu. Chcesz tedy dać w ręce tryumf liberałom, tym jezuitom Robespierra, którzy silą się zohydzić szlachtę? Są pewne rzeczy, których urodzona Navarreins nie może zrobić bez uchybienia całemu swemu domowi. Nie ty jedna byłabyś shańbiona.
— Ech, rzekła stara księżna, zaraz shańbiona! Moje dzieci, nie róbcie tyle gwałtu o przejażdżkę pustego powozu. Zostawcie mnie z Antosią. Przyjdziecie do mnie wszyscy trzej na obiad. Podejmuję się załatwić to wszystko przyzwoicie. Wy, mężczyźni, wy się na tem nic nie rozumiecie, już padają cierpkie słówka, a ja nie chcę, abyście się mieli poróżnić z moją drogą córuchną. Zróbcie mi tę przyjemność i idźcie sobie.
Trzej panowie odgadli z pewnością zamiar starej księżnej i skłonili się paniom. Pan de Navarreins pocałował córkę w czoło, mówiąc:
— No, drogie dziecko, bądź rozsądna. Jeżeli zechcesz, jeszcze jest czas.
— Czy nie moglibyśmy znaleźć w rodzinie jakiego chwata, któryby poszukał awantury z tym Montriveau? rzekł widam, schodząc po schodach.
— Mój klejnocie, rzekła stara księżna, dając znak swojej wychowanicy aby usiadła przy niej na taburecie skoro zostały same, niema nic bardziej oczernionego na tym świecie niż Bóg i niż wiek