Strona:PL Balzac - Księżna de Langeais.djvu/136

Ta strona została skorygowana.

— Och, drogie dziecko, rzekła stara księżna, której oczy ożywiły się, chciałabym abyś mogła zachować złudzenia, które nie byłyby dla ciebie zgubą. Ale wszelkie złudzenie musi się skończyć. Rozczuliłabyś mnie, gdybym nie miała swoich lat. No, nie rób przykrości nikomu, ani jemu ani nam. Podejmuję się zadowolić wszystkich, ale przerzeknij mi, że nie uczynisz już żadnego kroku, nie poradziwszy się mnie. Opowiedz mi wszystko, ja cię może dobrze pokieruję.
— Ciociu, przyrzekam ci...
— Powiedzieć mi wszystko.
— Tak, wszystko co się da powiedzieć.
— Ależ, moje serce, ja właśnie chcę wiedzieć to, czego się nie da powiedzieć. Porozumiejmyż się. No, pozwól mi przytknąć moje stare wargi do twego pięknego czoła. Nie, pozwól, zabraniam ci całować moje gnaty. Starzy ludzie mają swoją delikatność... No, odprowadź mnie do karety, rzekła uściskawszy siostrzenicę.
— Droga ciociu, więc mogę iść do niego przebrana?
— Oczywiście, tego się zawsze można wyprzeć, rzekła stara.
Była to jedyna myśl, jaką księżna sobie jasno uświadomiła z całego kazania ciotki. Kiedy pani de Chauvry usadowiła się w karecie, pani de Langeais pożegnała ją mile i pobiegła uszczęśliwiona na górę.
— Ja sama zdobyłabym jego serce, ciotka ma słuszność. Mężczyzna nie odepchnie ładnej kobiety, skoro z wdziękiem rzuci mu się na szyję.
Wieczorem, w kole Jej Wysokości Księżnej de Berri, książę de Navarreins, panowie de Pamiers, de Marsay, de Grandlieu, książę de Maufrigneuse, zaprzeczyli kategorycznie ubliżającym pogłoskom obiegającym o pani de Langeais. Tylu oficerów i tyle osób zaświadczyło, że widzieli pana de Montriveau przechadzającego się tego rana w Tuillerjach, iż złożono tę niedorzeczną historję na karb przypadku, który znosi cierpliwie wszystko czem go obarczyć. Toteż nazajutrz reputacja księżnej była mimo postoju karety ja-