Strona:PL Balzac - Księżna de Langeais.djvu/142

Ta strona została skorygowana.

mnie żałował. Czuję, że nie byłam z tego świata; dziękuję ci, żeś mi tego dowiódł. Żegnaj; ty nie dotkniesz mego topora; twój był katowski, mój jest boży; twój zabija, a mój zbawia. Twoja miłość była śmiertelna, nie mogła znieść wzgardy ani szyderstwa, moja może wszystko znieść nie słabnąc, jest nieśmiertelnie żywa. Och! czuję posępną rozkosz w tem aby cię zmiażdżyć; ciebie, który mniemasz żeś jest tak silny; aby cię upokorzyć spokojnym i opiekuńczym uśmiechem słabych aniołów, które, kładąc się u stóp Boga, znajdują prawo i moc czuwania w jego imieniu nad ludźmi. Ty znałeś jedynie przelotne pragnienia, gdy biedna zakonnica wciąż cię będzie oświecała gorącemi modłami i wciąż będzie cię okrywała skrzydłami miłości bożej. Przeczuwam twą odpowiedź, Armandzie, i daję ci schadzkę... w niebie. Drogi mój, i siła i słabość porówni są tam dopuszczone: i jedna i druga są cierpieniem. Ta myśl koi męczarnie mej ostatniej próby. Oto jestem tak spokojna, że lękałabym się, iż cię już nie kocham, gdybym to nie dla ciebie opuszczała świat.

Antonina“.


— Drogi widamie, rzekła księżna skoro przybyli pod dom Armanda, zrób mi tę grzeczność i spytaj odźwiernego czy on jest w domu.
Komandor, posłuszny jak kawaler z XVIII wieku, wysiadł i oświadczył kuzynce, że tak. To tak przejęło ją dreszczem. Usłyszawszy, ujęła komandora za rękę, uścisnęła ją, pozwoliła mu się ucałować w oba policzki, i poprosiła go, aby odszedł, nie śledząc jej ani nie starając się nią opiekować.
— Ale przechodnie?... rzekł.
— Nikt nie może mi uchybić, odparła.
Było to ostatnie słowo światowej kobiety i księżnej. Komandor odszedł. Pani de Langeais została na progu tej bramy zawinąwszy się w płaszcz i czekała aż wybije ósma. Godzina minęła.