Strona:PL Balzac - Księżna de Langeais.djvu/148

Ta strona została skorygowana.

ności, mogą łatwo dotrzeć do ogrodów klasztornych, których gęste drzewa stanowiły bezpieczne schronienie. Tam zapewne mieli ostatecznie postanowić, w jaki sposób dokona się porwania. Po takich wysiłkach, nie chcieli wystawiać na szwank swego planu, narażając się na to, że może ich ktoś spostrzec. Toteż trzeba im było czekać, aż się dopełni ostatnia kwadra księżyca.
Montriveau spędził dwie noce zawinięty w płaszcz, leżąc na skale. Wieczorne i poranne śpiewy napełniały go niewymowną rozkoszą. Podsuwał się aż pod mur, aby słyszeć organy; silił się rozpoznać jeden głos w tej masie głosów. Ale, pomimo ciszy, dochodziły jego uszu jedynie zmięszane dźwięki. Była to słodka harmonja, w której nie czuło się już braków wykonania; wyzwalała się czysta myśl sztuki, wnikając wprost do duszy, nie żądając od niej wysiłku ani rozumienia. Straszliwe wspomnienia dla Armanda! Miłość jego odkwitała w całej pełni w tym wiewie muzyki, w której chciał znaleźć niebiańskie obietnice szczęścia. Nazajutrz po ostatniej nocy, zeszedł przed wschodem słońca, przetrwawszy kilka godzin z oczami wlepionemi w okno niezakratowanej celi. Nad temi przepaściami kraty nie były potrzebne. Widział światło przez całą noc. Otóż, tem instynkt serca, który równie często zwodzi jak mówi prawdę, krzyczał mu:
„Ona jest tam!“
Z pewnością jest tam, i jutro będę ją miał, powiadał sobie, snując radosne myśli przy dźwiękach dzwonu, który dzwonił zwolna.
Osobliwy kaprys serca! Namiętniej kochał zakonnicę wyschłą w tęsknocie miłosnej, strawioną łzami, postem, czuwaniem i modlitwą, dwudziestodziewięcioletnią kobietę ciężko doświadczoną życiem, niż niegdyś kochał płochą dziewczynę, dwudziestoczteroletnią sylfidę! Ale czyż ludzie o silnej duszy nie mają w sercu skłonności, która ich rwie ku szlachetnym znamionom wyrytym na twarzy kobiecej przez gwałtowne burze myśli lub wzniosłe nieszczęścia? Czyż piękność bolesnej kobiety nie jest najbardziej wzrusza-