miłości tajemnych. Takie było położenie, w którem, bez wiedzy świata i nie zastanawiając się nad niem, znajdowała się księżna de Langeais, kiedy przyszły uroczystości wydane z okazji małżeństwa księcia de Berri. W tej chwili, Dwór i Saint-Germain wyrwały się ze swej niemocy i bierności. Tu zaczął się ów niesłychany przepych, który omamił rząd Restauracji. W owej chwili, księżna de Langeais — bądź przez próżność, bądź przez wyrachowanie — nie pojawiała się świecie inaczej, jak tylko w otoczeniu kilku kobiet równie wybitnych przez swoje nazwisko jak przez majątek. Sama będąc królową mody, miała swoje damy dworu, które naśladowały jej dowcip i wzięcie. Wybrała je umiejętnie wśród garstki osób, które nie czuły się jeszcze ani zbyt mocno na Dworze, ani też nie należały ściśle do Saint-Germain, a miały pretensję tam się dostać: proste anioły, które chciały się wznieść aż w pobliże tronu i zasiąść wśród seraficznych potęg dostojnej sfery zwanej Zameczkiem. Tak się postawiwszy, księżna de Langeais była silniejsza, pewniej królowała, czuła się bezpieczniejsza. Jej damy broniły ją od potwarzy i pomagały jej odgrywać antypatyczną rolę kobiety modnej. Mogła sobie dowoli drwić z mężczyzn i uczuć, igrać niemi, zbierać hołdy któremi żyje każda kobieta, a mimo to zostać panią siebie. W Paryżu i w najwyższej sferze kobieta jest zawsze kobietą; żyje kadzidłem, pochlebstwem, zaszczytami. Najrzetelniejsza piękność, najcudowniejsza twarz jest niczem, jeśli jej nie podziwiają; zalotnicy, nadskakiwania, są miarą jej potęgi. Czem jest władza nieznana? Niczem. Wyobraźcie sobie ładną kobietę samą, w kącie salonu — wygląda smutno. Kiedy więc jedna z owych istot znajdzie się w pełni dostojeństw i zbytku, chce władać nad wszystkiemi sercami, często w niemożności szczęśliwego panowania w jednem. Wszystkie te stroje, tualety, kokieterje, przeznaczone były dla istot najmarniejszych pod słońcem; dla bezmózgich pyszałków, dla ludzi których cała wartość polegała na ładnej twarzy i dla których wszystkie kobiety kompromitowały się bez żadnej kompensaty. Panowie ci, to były istne pozłacane bałwanki, ludzie którzy, z paro-
Strona:PL Balzac - Księżna de Langeais.djvu/48
Ta strona została skorygowana.