— Albo noga moja tu nie postanie.
— Idź, Armandzie. Żegnaj, żegnaj na zawsze.
Wstała i przeszła do buduaru, nie spojrzawszy na Armanda, który wciąż stał z ręką na krześle. Jak długo tak stał, tego sam nie dowiedział się nigdy. Dusza posiada nieznaną moc rozciągania lub kurczenia przestrzeni.
Otworzył drzwi do buduaru, było ciemno. Słaby głos nabrał siły, aby rzec niechętnie:
— Nie dzwoniłam. Czemu wchodzisz bez rozkazu? Zostaw mnie, Zuziu.
— Ty cierpisz? wykrzyknął Montriveau.
— Niech pan wstanie, rzekła dzwoniąc, i wyjdzie stąd, przynajmniej na chwilę.
— Księżna prosi o światło, rzekł do lokaja, który wszedł do buduaru, aby zapalić świece.
Skoro kochankowie zostali sami, pani de Langeais nie ruszyła się z sofy: leżała niema, bez ruchu, tak jakby generała nie było.
— Droga, rzekł z akcentem bólu i wzniosłej dobroci, zawiniłem. Oczywiście, nie chciałbym, abyś była istotą bez religji...
— To wielkie szczęście, odparła twardo i nie patrząc na niego, że pan uznaje potrzebę sumienia. Dziękuję panu w imieniu Boga.
Tu, generał, zmiażdżony oschłością tej kobiety, która, wedle tego jak sama chciała, umiała być dlań obcą lub siostrą, postąpił z rozpaczą ku drzwiom i miał ją opuścić na zawsze bez słowa. Cierpiał, a księżna śmiała się w duszy z jego tortury moralnej, o wiele okrutniejszej niż niegdyś tortury fizyczne. Ale ten człowiek niezdolny był odejść. W każdej gwałtownej scenie, kobieta jest poniekąd brzemienna pewną ilością słów; jeśli ich nie wypowie, ma uczucie czegoś niedokończonego. Pani de Langeais, która nie powiedziała wszystkiego, ciągnęła dalej:
— Mamy odmienne przekonania, generale, bardzo mi to przykro. Okropne byłoby dla kobiety nie wierzyć w religję, która pozwala kochać poza grobem. Odkładam na bok uczucia chrze-
Strona:PL Balzac - Księżna de Langeais.djvu/81
Ta strona została skorygowana.