Strona:PL Balzac - Księżna de Langeais.djvu/89

Ta strona została skorygowana.

mnie kochał? Miłość, którąbym pana chciała mocniej przywiązać do siebie, sprawiłaby może to, żebyś mnie rzucił. Nie chcę być drugiem wydaniem pani de Beauséant. Alboż my wiemy kiedy, co was wiąże? U jednych, nasz chłód bywa źródłem namiętności; drugim trzebaby pasma poświęceń, ciągłego ubóstwienia. Jednym trzeba słodyczy, drugim despotyzmu. Żadnej kobiecie nie udało się jeszcze czytać w waszem sercu.
Zamilkła na chwilę, poczem zmieniła ton.
— Słowem, drogi panie, nie może się pan dziwić, że kobietę zawsze przeraża ta myśl: „Czy on mnie będzie kochał wiecznie?“ Słowa moje, mimo że wydają się twarde, płyną z obawy postradania cię. Mój Boże, to nie ja, Armandzie, mówię, ale rozsądek: skąd on się bierze u takiej warjatki? Daję słowo, nie wiem.
Słyszeć tę odpowiedź, zaczętą od kłującej ironji, a zakończoną akcentami naiwnej szczerości, czyż to nie znaczyło przebyć w jednej chwili drogę od piekła do nieba? Montriveau zbladł, pierwszy raz w życiu upadł do nóg kobiety. Ucałował kraj sukni księżnej, jej nogi, kolana. Ale, dla honoru arystokratycznych salonów, lepiej może nie odsłaniać tajemnic ich buduarów, w których przyjmuje się miłość we wszelkiej formie, z wyjątkiem tej, która może dowieść miłości.
— Droga moja, wykrzyknął Montriveau w upojeniu, w jakiem go pogrążyła słodka bierność księżnej, która uważała się za szczodrą bo pozwoliła się ubóstwiać, tak, masz słuszność, ja nie chcę abyś ty mogła mieć wątpliwości. W tej chwili i ja drżę, że anioł mego życia może mnie opuścić; chciałbym znaleźć dla nas nierozerwalne węzły.
— A, rzekła cicho, widzisz, mam tedy słuszność.
— Pozwól mi skończyć, odparł Armand, jednem słowem rozprószę wszystkie twe obawy. Słuchaj, gdybym cię opuścił, wart byłbym tysiąc razy śmierci. Bądź całkiem moją, a dam ci prawo zabić mnie, gdybym cię zdradził. Napiszę własnoręcznie list, w którym oświadczę, iż pewne powody każą mi odebrać sobie życie; do-