Strona:PL Balzac - Księżna de Langeais.djvu/90

Ta strona została skorygowana.

łączę do tego listu moją ostatnią wolę. Będziesz miała w ręku ten testament, któryby usprawiedliwił moją śmierć: będziesz mogła się zemścić, nie lękając się niczego ze strony Boga ani ludzi.
— Czyż ja potrzebuję tego listu? Gdybym straciła twą miłość, czemżeby mi było życie? Gdybym chciała cię zabić, czyż nie umiałabym pójść za tobą? Nie, dziękuję ci za tę myśl, ale nie chcę twego listu. Czyż nie mogłabym przypuszczać, że jesteś mi wierny z obawy? A niebezpieczeństwo zdrady czy nie mogłoby mieć ponęty dla kogoś, kto tak wydał swoje życie? Armandzie, jedynie to czego ja żądam, jest trudne do spełnienia.
— Czegóż ty chcesz zatem?
— Twego posłuszeństwa, a mojej wolności.
— Mój Boże, wykrzyknął, jestem jak dziecko.
— Dziecko uparte i bardzo zepsute, rzekła gładząc po gęstych włosach głowę, która spoczywała na jej kolanach. Och, tak, bardziej kochane niż myśli, a mimo to nieposłuszne. Czemu nie zostać tak? czemu mi nie poświęcić pragnień, które mnie obrażają? czemu nie przyjąć tego co ja przyzwalam, skoro to jest wszystko, co mogę ci uczciwie oddać? Czyż nie jesteś szczęśliwy?
— Och, tak, jestem szczęśliwy, kiedy nie wątpię o tobie. W miłości, droga, wątpić, czyż nie znaczy umierać?
I stał się nagle tem czem był i czem są wszyscy mężczyźni paleni ogniem żądzy: wymownym, porywającym. Zakosztowawszy rozkoszy dozwolonych zapewne tajemnym i jezuickim ukazem, księżna poznała owe wzruszenia mózgowe, przez które miłość Armanda stała się jej tak potrzebna jak salon, jak bale i Opera. Czuć się ubóstwianą przez człowieka, którego talenty i charakter imponowały wszystkim, zmieniać go w dziecko, igrać z nim jak Popea z Neronem! Wiele kobiet, jak żony Henryka VIII, zapłaciły to niebezpieczne szczęście wszystką krwią swoich żył. I ot! dziwne przeczucie! wydając mu na łup śliczne włosy blond, w których Armand lubił zanurzać palce, czując jak ten naprawdę wielki człowiek ściska jej drobną rączkę, igrając sama z czamemi pasmami