punkt bardzo zasadniczy w istocie, i pozwoli pan, że na tym punkcie zostanę w zupełności swą panią.
— A gdybym ja, polegając na twoich przyrzeczeniach, żądał?
— Miałabym wtedy dowód, że bardzo źle uczyniłam, dając panu najlżejszą obietnicę, nie byłabym na tyle głupia aby jej dotrzymać, i prosiłabym pana abyś mnie zostawił w spokoju.
Generał zbladł, chciał się rzucić na nią. Pani de Langeais zadzwoniła, weszła pokojówka. Wówczas, uśmiechając się z drwiącym wdziękiem, księżna rzekła:
— Raczy pan wrócić wówczas, gdy będę go mogła przyjąć.
Montriveau uczuł wówczas całą twardość tej kobiety zimnej i ostrej jak stal; miażdżyła go wzgardą. W jednej chwili zerwała więzy, które były silne tylko dla niego. Księżna wyczytała na czole Armanda tajemny cel tej wizyty i uznała, że nadeszła chwila, aby dać uczuć temu cesarskiemu żołdakowi, że księżne mogą się użyczać ale się nie oddają i że zdobycz ich jest trudniejsza niż podbój Europy.
— Pani, rzekł Armand, nie mam czasu czekać. Jestem, jak pani sama powiedziała, zepsutem dzieckiem. Kiedy będę chciał naprawdę tego, o czem mówiliśmy przed chwilą, będę to miał.
— Będzie pan miał? spytała wyniośle, a zarazem z pewnem zdziwieniem.
— Będę miał.
— Och! zrobi mi pan wielką przyjemność, jeżeli pan zechce. Szalenie byłabym ciekawa, jak się pan do tego weźmie...
— Bardzo mi miło, odparł Motriveau śmiejąc się śmiechem który przeraził księżnę, że mogę panią czemś zainteresować. Czy pozwoli pani sobie towarzyszyć na bal dziś wieczór?
— Diękuję panu bardzo, pan de Marsay uprzedził pana, już przyrzekłam.
Montriveau skłonił się poważnie i wyszedł.
— Ronquerolles ma słuszność, pomyślał. Rozegramy teraz partję szachów.
Strona:PL Balzac - Księżna de Langeais.djvu/97
Ta strona została skorygowana.