Strona:PL Balzac - Kuratela i inne opowiadania.djvu/115

Ta strona została przepisana.

— Proszę pana, jeśli to nie jest niedyskrecją, czy mógłby mi pan wytłumaczyć, co to pan rozumie pod głową genueńską?
— To człowiek, na którego życiu zahipotekowane są olbrzymie kapitały i od którego zdrowia zależą z pewnością dochody tej rodziny.
Przypominam sobie, że słyszałem u pani d’Espard magnetyzera, dowodzącego, zapomocą bardzo osobliwych historycznych argumentów, że ten starzec włożony za szkło, to słynny Balsamo, zwany Kagliostrem. Wedle tego nowoczesnego alchemika, awanturnik sycylijski uniknął śmierci i zabawiał się robieniem złota dla swoich wnuków. Wreszcie poseł de Ferette twierdził, że poznaje w tej szczególnej osobistości hrabiego de Saint-Germain. Głupstwa te, mówione dowcipnym tonem, z drwiącą miną, tak znamienną w naszej epoce dla społeczeństwa niedowiarków, podtrzymywały mglistą legendę rodziny de Lanty. Szczególnym zbiegiem okoliczności, członkowie tej rodziny sami usprawiedliwiali domysły świata, odnosząc się w dość tajemniczy sposób do tego starca, którego życie umykało się niejako wszelkim dociekaniom.
Ilekroć człowiek ten przekraczał próg apartamentu, który widocznie zajmował w pałacu Lanty, jego obecność sprawiała zawsze wielkie wrażenie w rodzinie. Rzekłbyś wydarzenie wielkiej doniosłości. Filippo, Marjanina, pani de Lanty i stary służący mieli wyłączny przywilej pomagać nieznajomemu iść, wstawać, siadać. Każdy czuwał nad jego najlżejszem poruszeniem. Zdawałoby się że to jakaś zaczarowana osoba, od której zależy szczęście, życie lub mienie wszystkich. Czy to była obawa czy przywiązanie? Ciekawscy nie mogli stworzyć żadnej hipotezy, któraby im pomogła do rozwiązania tej zagadki. Ukryty całe miesiące w głębi nieznanego sanktuarjum, ten genius loci wyłaniał się nagle jakgdyby ukradkiem, nieoczekiwany, i zjawiał się w salonach jak owe bajeczne wróżki, które schodziły ze swych latających smoków aby mącić uroczystość na którą ich nie zaproszono. Jedynie najwytrawniejsi obserwatorzy