krzyż na grobie. Serce ściskało się uczuciem głębokiego wstrętu do człowieka, kiedy się oglądało schyłkowe znamiona tej machiny ludzkiej.
Nieznajomy miał białą kamizelkę, staromodnie haftowaną złotem; bielizna była lśniącej białości. Żabot z angielskiej koronki nieco zrudziałej, ale której bogactwa pozazdrościłaby królowa, układał się w żółtawych fałdach na jego piersi; ale na nim koronka ta zdawała się raczej łachem niż strojem. W żabocie tym, djament bez ceny błyszczał niby słońce. Ten antyczny zabytek, skarb bogaty i bez smaku, tem lepiej uwydatniał twarz dziwnej istoty. Rama godna portretu. Czarna twarz była koścista i zapadła na każdy sposób. Broda była zapadła, skronie zapadłe; oczy gubiły się w żółtych oczodołach. Szczęki, wystające wskutek tej nieopisanej chudości, znaczyły się wklęsłemi jamami na obu policzkach. Nierówności te, mniej lub więcej uwydatnione grą światła, tworzyły dziwne cienie i refleksy, które do reszty odejmowały owej twarzy cechy ludzkie. Przytem wiek tak silnie przykleił do kości żółtą i cienką skórę twarzy, że rysowała się ona wszędzie mnóstwem zmarszczek, albo okrężnych jak kręgi wody zmąconej rzuconym przez dziecko kamieniem, albo gwiaździstych jak pęknięcie szyby; ale zawsze głębokich i tak gęstych jak kartki w książce. Bywają starcy, którzy przedstawiają wstrętniejszy widok; ale co najbardziej upodabniało do sztucznego tworu tego zjawiającego się w salonie upiora, to ruż i blansz, od których błyszczał. Brwi jego maski nabierały w świetle lamp połysku, zdradzającego wybornie wykonaną malaturę. Szczęściem dla oczu osmuconych tyloma ruinami, trupia jego czaszka kryła się pod blond peruką, której niezliczone pukle świadczyły o niezwykłej pretensji. Zresztą, kobieca kokieterja tej fantastycznej osobistości dość wymownie znaczyła się zwisającemi z uszu złotemi kulczykami, pierścionkami których cudowne kamienie błyszczały na kościstych palcach, i łańcuszkiem od zegarka migocącego jak ogniwa kolji na szyi kobiety. Wreszcie, to coś w rodzaju bożka japońskiego miało na sinawych wargach
Strona:PL Balzac - Kuratela i inne opowiadania.djvu/119
Ta strona została przepisana.