Strona:PL Balzac - Kuratela i inne opowiadania.djvu/122

Ta strona została przepisana.

wielki malarz nigdy nie widział oryginału, i podziw pani będzie może mniej żywy, kiedy się pani dowie, że ten akt namalowano z posągu kobiety.
— Ale kto to jest?
Zawahałem się.
— Chcę wiedzieć, rzekła żywo.
— Sądzę, rzekłem, że ten Adonis przedstawia... pewnego... krewnego pani de Lanty.
Patrzałem z bólem, jak ona tonie w kontemplacji tej twarzy. Siadła w milczeniu, ja siadłem koło niej i wziąłem ją za rękę: nie zauważyła tego! Zapomniany dla portretu! W tej chwili lekki szmer kroków i szelest sukni kobiecej rozległy się w ciszy. Ujrzeliśmy młodą Marjaninę, jeszcze strojniejszą swoim wyrazem niewinności niż wdziękiem i świeżością tualety. Szła wolno i prowadziła z macierzyńskiem staraniem, z troskliwością córki, wystrojonego upiora, który nas wypłoszył z salonu. Prowadziła go, patrząc z odcieniem niepokoju, jak wolno stawia swoje wątłe nogi. Oboje dotarli z pewnym mozołem do drzwi ukrytych w obiciu. Marjanina zapukała do nich lekko. Natychmiast zjawił się, jakby czarami, wysoki chudy człowiek, rodzaj domowego ducha. Nim powierzyła starca temu tajemniczemu stróżowi, dziewczyna ucałowała z szacunkiem chodzącego trupa, a czysty jej pocałunek nie był wolny od owej wdzięcznej przymilności, której tajemnicę posiadło niewiele wybranych kobiet.
Addio, addio! mówiła najczarowniejszym akcentem swego młodego głosu.
Dodała nawet do ostatniej sylaby tryl cudownie wykonany, ale zcicha, jakgdyby chcąc dać poetyczny wyraz tkliwości swego serca. Starzec, rażony nagle jakiemś wspomnieniem, pozostał na progu tego tajemnego schronienia. Usłyszeliśmy wówczas, dzięki głębokiej ciszy, ciężkie westchnienie które wyszło z jego piersi: ściągnął najpiękniejszy z pierścionków, które tkwiły na palcach jego szkieletu, i złożył go na łonie Marjaniny. Młoda warjatka zaczęła się śmiać,