Strona:PL Balzac - Kuratela i inne opowiadania.djvu/123

Ta strona została przepisana.

wsunęła pierścień przez rękawiczkę na palec i pobiegła żywo do salonu, gdzie rozległy się w tej chwili dźwięki kontredansa. Spostrzegła nas.
— A, państwo byli tutaj! rzekła rumieniąc się.
Przyjrzawszy się nam pytająco, pobiegła do swego tancerza z kipiącą beztroską młodości.
— Co to ma znaczyć, spytała moja młoda towarzyszka. Czy to jej mąż? Mam uczucie że śnię. Gdzie ja jestem?
— Pani! odparłem, ty, tak egzaltowana, która, rozumiejąc tak dobrze niedostrzegalne drgnienia wzruszeń, umiesz hodować w sercu mężczyzny najdelikatniejsze uczucia nie kalając ich, nie łamiąc ich od pierwszej chwili; pani, która masz litość dla cierpień miłosnych i która z dowcipem Paryżanki łączysz namiętną duszę godną Włoch lub Hiszpanji...
Zrozumiała że słowa moje nabrzmiałe są gorzką ironją, zaczem, niby to nie słuchając, przerwała mi: „Och! pan mnie dociąga do swego gustu. Szczególna tyranja! Chce pan, abym nie była sobą“.
— Och! ja nic nie chcę, wykrzyknąłem przerażony jej groźną postawą. Czy przynajmniej prawdą jest, że pani lubi słuchać opowieści o silnych namiętnościach zrodzonych w sercach naszych przez owe czarodziejki Południa?
— Owszem. A więc?
— A więc, przyjdę jutro wieczór około dziewiątej do pani, i zdradzę pani tę tajemnicę.
— Nie, odparła z dąsem, chcę natychmiast.
— Nie dala mi pani jeszcze prawa usłuchania jej, kiedy pani mówi „Ja chcę“.
— W tej chwili, rzekła z rozpaczliwą kokieterją, mam najgorętszą ochotę poznania tej tajemnicy. Jutro może nie będę pana słuchała...
Uśmiechnęła się i rozstaliśmy się; ona wciąż równie wyniosła, równie szorstka, ja wciąż równie śmieszny w tej chwili co zawsze. Miała ten tupet, że puściła się walca z młodym adjutantem, a ja