niając, dzięki obłędowi swego ołówka, wszystkie bezładne myśli, jakie nawiedzają naszą wyobraźnię, kiedy silnie myślimy o kochance. Ale jego oszalała myśl szła dalej niż rysunek. Widział Zambinellę, mówił do niej, błagał ją, wyżywał z nią tysiąc lat życia i szczęścia, przymierzając ją we wszystkich możliwych sytuacjach, próbując z nią niejako przyszłości.
Nazajutrz posłał lokaja, aby wynająć na cały sezon lożę tuż przy scenie. Następnie, jak wszyscy młodzi ludzie obdarzeni bujną wyobraźnią, przecenił trudność swego przedsięwzięcia i dał swej namiętności jako pierwszy pokarm szczęście podziwiania kochanki bez przeszkód. Ten złoty wiek miłości, w którym rozkoszujemy się własnem uczuciem i w którym czujemy się niemal szczęśliwi sami przez się, nie długo miał trwać u Sarrasina. Jednakże wypadki zaskoczyły go w chwili gdy był jeszcze pod urokiem tej wiośnianej halucynacji, równie naiwnej jak rozkosznej. Przez tydzień przeżył całe życie, rano zajęty ugniataniem gliny, w której-starał się skopjować Zambinellę, mimo zasłon, spódnic, sznurówek i wstążek, które mu ją przesłaniały. Wieczór, wcześnie w swojej loży, sam, leżąc na sofie, stwarzał sobie, podobny Turkowi pijanemu opjum, szczęście tak płodne, tak bujne jak sam pragnął. Oswoił się stopniowo z nazbyt żywem wzruszeniem o jakie go przyprawiał śpiew ukochanej; następnie oswoił swoje oczy z jej widokiem; w końcu mógł patrzeć na nią bez obawy głuchej wściekłości, jaka nim wstrząsała pierwszego dnia. Namiętność jego, uspokajając się, stała się głębsza. Pozatem dziki rzeźbiarz-odludek nie znosił, aby koledzy mącili jego samotność, zaludnioną obrazami, strojną rojeniem nadziei i szczęścia. Kochał z całą siłą i tak naiwnie, że stał się pastwą wszystkich niewinnych skrupułów jakie nas oblegają kiedy kochamy po raz pierwszy. Kiedy sobie uświadamiał że niebawem trzeba będzie działać, krzątać się, dowiadywać gdzie mieszka Zambinella, czy ma matkę, wuja, opiekuna, rodzinę; kiedy myślał wreszcie o sposobach zobaczenia jej, mówienia z nią, czuł że serce wzdyma mu się tak
Strona:PL Balzac - Kuratela i inne opowiadania.djvu/130
Ta strona została przepisana.