Strona:PL Balzac - Kuratela i inne opowiadania.djvu/141

Ta strona została przepisana.

Skąd pan przybywasz? Czy kiedy występowała kobieta w teatrze w Rzymie? I czy pan nie wie, jakiego rodzaju istoty grają role kobiece w państwie papieskiem? To ja, drogi panie, dałem Zambinelli jego głos. Zapłaciłem wszystko temu ladaco, nawet nauczyciela śpiewu. I wiesz pan, tak mało się poczuwa do wdzięczności za usługę jaką mu oddałem, że nie chce przestąpić mego progu. A przecież, jeżeli zrobi majątek, mnie będzie go zawdzięczał.
Książę Chigi mógł mówić długo. Sarrasine nie słuchał go. Okropna prawda wdarła się w jego duszę. Był jakgdyby rażony gromem. Stał nieruchomo, z oczyma wlepionemi w rzekomego śpiewaka. Jego płomienne spojrzenie musiało magnetycznie podziałać na Zambinellę, bo musico obrócił nagle oczy na Sarrazina: w tejże chwili jego niebiański głos zmącił się. Zadrżał. Mimowolny szmer wyrwał się zebraniu, które całe wisiało u jego warg. To go zmieszało do reszty; usiadł i przerwał arję. Kardynał Cicognara, który śledził z pod oka kierunek, w jakim pobiegło spojrzenie jego protegowanego, spostrzegł wówczas Francuza, pochylił się do jednego ze swych duchowych adjutantów, i widocznie spytał o nazwisko rzeźbiarza. Uzyskawszy odpowiedź, przyjrzał się bardzo uważnie artyście i dał rozkazy księdzu, który znikł szybko. Tymczasem Zambinella, przyszedłszy do siebie, zaczął na nowo arję którą przerwał tak nagle; ale wykonał ją licho i mimo nalegań wzbraniał się zaśpiewać cokolwiek innego. Pierwszy-to raz objawił ową kapryśną tyranję, która później uczyniła go niemniej sławnym niż talent i olbrzymi majątek, owoc — jak powiadano — zarówno jego głosu jak urody.
— To kobieta, rzekł głośno Sarrazine jakgdyby był sam. Musi się pod tem kryć jakaś piekielna tajemnica. Kardynał Cicognara oszukuje papieża i cały Rzym!
Natychmiast rzeźbiarz wyszedł z salonu, zebrał przyjaciół i posadził ich na czatach w dziedzińcu pałacowym. Kiedy Zambinella zyskał pewność że Sarrasine odszedł, zdawało się że odzyskał nieco