rzyn. Fougères popatrzył na klienta poważnie, ponieważ pan Vervelle miał w koszuli brylant reprezentujący tysiąc talarów.
Fougères spojrzał na Magusa i rzekł: „Czuć forsę!“ posługując się żargonem modnym wówczas w pracowniach.
Słysząc to odezwanie, pan Vervelle zmarszczył brwi. Burżuj ten ciągnął za sobą inną kombinację jarzyn w osobie swojej żony i córki. Żona miała twarz bajcowaną na mahoń; podobna była do kokosowego orzecha uwieńczonego głową i ściśniętego paskiem. Raczej toczyła się niż szła w swojej sukni żółtej w czarne paski. Ukazywała dumnie nieprawdopodobne mitenki na rękach pulchnych jak kiełbaski. Pióra — istny pogrzeb pierwszej klasy — bujały na zdumiewającym kapeluszu. Ramiona, strojne w koronki, jednako wysklepiały się z tyłu jak z przodu: tak więc, kształt sferyczny kokosa był zupełny. Nogi, z rodzaju tych które malarze nazywają stęporami, były urozmaicone wałkiem na sześć linij nad lakierowaną skórą trzewików. Jak te nogi weszły w trzewiki? Niewiadomo.
Za tą parą posuwał się młody szparag, zielony i żółty dzięki swojej sukni, na której mieściła się mała główka zdobna włosami zaczesanemi w gładkie pasemka, włosy o kolorze marchwi, które miałyby powodzenie w Rzymie, patykowate ramiona, piegi na dość białej cerze, wielkie niewinne oczy, białe rzęsy, mało brwi, słomkowy kapelusz z dwiema uczciwemi atłasowemi kokardami, ręce cnotliwie czerwone a nogi matczyne. Tych troje istot miało, oglądając pracownię, wyraz szczęścia, który zwiastował godny szacunku zapał dla sztuki.
— Więc to pan, szanowny panie, wykona nasze podobizny, rzekł rezolutnie ojciec.
— Tak, panie, odparł Grassou.
— Mężusiu, on ma Legję, rzekła cicho żona do męża gdy malarz się odwrócił.
— Czyż jabym dał robić nasze portrety artyście bez Legji?... rzekł eks-handlarz butelek.
Strona:PL Balzac - Kuratela i inne opowiadania.djvu/161
Ta strona została przepisana.