— Ba! na dziesięć franków! odparłem z dumą.
Marcas słyszał wszystko; było południe, zapukał do nas i rzekł: „Panowie, służę wam tytoniem, oddacie mi przy sposobności“.
Uderzyła nas nie propozycja, która została przyjęta, ale bogactwo, głębia i pełnia tego głosu, który możnaby porównać jedynie z czwartą struną skrzypiec Paganiniego. Marcas znikł, nie czekając naszych podziękowań. Patrzyliśmy na siebie z Justynem w milczeniu. Przyjąć pomoc od kogoś najoczywiściej biedniejszego od nas! Justyn zaczął pisać do całej swojej familji, ja poszedłem traktować o pożyczkę. Znalazłem dwadzieścia franków u jakiegoś krajana. W owych nieszczęśliwych dobrych czasach, gra istniała jeszcze, i w żyłach jej, twardych jak rudy Brazylji, młodzi ludzie, ryzykując nie wiele, mieli szanse wyłowić parę sztuk złota. Krajan miał tytoń turecki, przywieziony z Konstantynopola przez jakiegoś marynarza; dał mi go tyle, ileśmy dostali od Z. Marcasa.
Wróciłem z bogatym ładunkiem do portu, i poszliśmy oddać tryumfalnie sąsiadowi rozkoszne jasne kędziory tytoniu tureckiego wzamiam za jego mahorkę.
— Nie chcieliście mi nic być dłużna, rzekł; oddajecie mi złoto za miedź, jesteście dzieci... poczciwe dzieci...
Te trzy zdania, każde wyrzeczone odmiennym głosem, miały też każde odmienny ton... Słowa, to nic, ale akcent... Och, ten akcent robił z nas przyjaciół od dziesięciu lat. Marcas schował swoje kopjowanie słysząc że idziemy; zrozumieliśmy, że byłoby niedyskretnie mówić mu o jego sposobie utrzymania i zawstydziliśmy się żeśmy go szpiegowali. Szafa była otwarta: były w niej tylko dwie koszule, biały krawat i brzytwa. Brzytwa przejęła mnie dreszczem. Lustro, które mogło być warte pięć franków, wisiało blisko okna. Proste i skąpe gesty tego człowieka miały jakieś skromne dostojeństwo. Spojrzeliśmy na siebie z doktorem, jakby zapytując się wzajem co mamy odpowiedzieć. Justyn, widząc moje zmieszanie, spytał dość głupio Marcasa: „Czy pan uprawia literaturę?“
— Niech mnie Bóg broni! odparł Marcas, nie byłbym tak bogaty.
Strona:PL Balzac - Kuratela i inne opowiadania.djvu/182
Ta strona została przepisana.