Marcas odmówił.
— Nigdy nie byłem w możności dopełnić moich zobowiązań, oto nadarza się sposobność dotrzymania ich i pan mi ją udaremnia.
Marcas nie odpowiedział. Buty zaskrzypiały w kurytarzu i skrzyp ich skierował się ku schodom.
— Marcas! Marcas! krzyknęliśmy obaj wpadając do jego pokoju, czemu pan odmawia? On był szczery. Warunki są zaszczytne. Zresztą pomówi pan z ministrami.
W mgnieniu oku zasypaliśmy Marcasa tysiącem argumentów. Akcent przyszłego ministra był szczery: nie widząc go, poznaliśmy, że nie kłamie. — Nie mam fraka, odparł Marcas.
— Licz na nas, odparł Justyn patrząc na mnie.
Marcas miał odwagę zawierzyć się nam, błyskawica strzeliła z jego oczu, odgarnął włosy, odsłonił czoło gestem który zdradza wiarę w szczęście. Ujrzeliśmy człowieka, który nam był zupełnie nieznany: Marcas wspaniały, Marcas przy władzy, duch w swoim żywiole, ptak wrócony powietrzu, ryba w wodzie, koń galopujący po stepie. Trwało to ledwie chwilę; czoło jego zachmurzyło się, jakgdyby miał wizję swego losu. Djabeł kulawy podążał w krok białoskrzydłej Nadziei. Zostawiliśmy go samego.
— Ba, rzekłem do doktora, przyrzekliśmy, ale jak to wykonać?
— Pomyślimy nad tem zasypiając, odpowiedział Justyn, a jutro rano opowiemy sobie cośmy wymyślili.
Nazajutrz rano poszliśmy przejść się do Luksemburgu.
Mieliśmy czas dumać nad wczorajszym wypadkiem i byliśmy obaj zdumieni niezaradnością Marcasa w drobiazgach życia, jego którego nic nie było w stanie zakłopotać w rozwiązywaniu najwyższych problemów teorji lub praktyki politycznej. Ale wszyscy ci ludzie genjalni zdolni są potknąć się o ziarnko piasku, zmarnować najpiękniejsze zamiary z braku tysiąca franków. To historja Napoleona, który z braku butów nie pojechał do Indji.
Strona:PL Balzac - Kuratela i inne opowiadania.djvu/195
Ta strona została przepisana.