przetrwała w jednej rodzinie, jest jej dumą, klejnotem rodzinnym, jej regentem. Widzieć, czyż nie znaczy posiadać? rzekł poeta. Stamtąd widzicie trzy dolany Turenji i jej katedrę zawieszoną w powietrzu niby filigranowe cacko. Czy można opłacić takie skarby? Czy zdołacie kiedy opłacić zdrowie, które odzyskujecie tam pod lipami?
Z wiosną jednego z najpiękniejszych lat Restauracji, pewna dama, w towarzystwie służącej i dwóch chłopców, z których młodszy wyglądał na osiem lat, a drugi mniejwięcej na trzynaście, przybyła do Tours szukać mieszkania. Ujrzała Granatkę i wynajęła ją. Może odległość tej siedziby od miasta, skłoniła ją do zamieszkania tam. Salon obróciła na sypialnię, każde z dzieci umieściła w jednym z pokojów na piętrze, służąca zaś spała w alkierzu nad kuchnią. Jadalnia stała się wspólnym salonem malej rodziny, oraz salą przyjęć. Dom umeblowano bardzo skromnie ale ze smakiem; nie było tam nic niepotrzebnego, ani nic coby trąciło zbytkiem. Meble wybrane przez nieznajomą panią były orzechowe, bez żadnej ozdoby. Czystość, harmonja między wnętrzem a otoczeniem domu stanowiły cały jego wdzięk.
Dość trudno było tedy wiedzieć, czy pani Willemsens (nazwisko, które przybrała obca dama) należy do bogatego mieszczaństwa, do arystokracji, czy też do pewnej dwuznacznej klasy kobiet. Prostota jej dostarczała tematu do najsprzeczniejszych przypuszczeń; ale jej wzięcie usposabiało raczej korzystnie. Toteż, niedługo po jej przybyciu do Saint-Cyr, rezerwa jej obudziła zainteresowanie prowincjonalnych próżniaków, nawykłych obserwować wszystko, co może urozmaicić ciasny krąg ich życia. Pani Willemsens była to kobieta dosyć wysokiego wzrostu, szczupła i chuda, ale delikatnej budowy. Miała ładne stopy, bardziej zalecające się wytwornem wiązaniem niż drobnym kształtem, który jest rzeczą dość pospolitą. Ręce, ukryte w rękawiczkach, zdawały się piękne. Nieco czerwonych plam występujących przelotnie na twarzy psuło białą płeć, niegdyś świeżą i krasną. Przedwczesne zmarszczki kaziły zarysowane ładnie czoło, strojne koroną ciemnych włosów, zawsze
Strona:PL Balzac - Kuratela i inne opowiadania.djvu/204
Ta strona została przepisana.