splecionych w okrężne warkocze: dziewicze to uczesanie było w harmonji ze smutkiem twarzy. Czarne oczy, silnie podkrążone, zapadłe, pełne gorączkowego żaru, łudziły kłamliwym spokojem; ale chwilami, kiedy zapomniała o masce którą sobie nałożyła, malował się w nich tajemny lęk. Owal twarzy był nieco za długi; ale niegdyś może szczęście i zdrowie dawały mu właściwe proporcje. Sztywny uśmiech, przepajany łagodnym smutkiem, błądził zwyczajnie po bladych wargach; jednakże usta ożywiały się, a uśmiech ich wyrażał rozkosze macierzyństwa, kiedy dwaj chłopcy, którzy jej zawsze towarzyszyli, patrzyli na nią lub zasypywali ją owemi niewyczerpanemi a pustemi pytaniami, które wszystkie mają sens dla matki. Chód jej był szlachetny i powolny. Zawsze miała ten sam strój, który zdradzał stanowczy zamiar nie zajmowania się już swoją tualetą i zapomnienia o świecie; pragnęła zapewne, aby i świat o niej zapomniał. Nosiła czarną suknię bardzo długą, przepasaną morową wstążką; na to, kształtem szala, batystową chustkę z szerokim szlakiem, której końce były niedbale utkwione za paskiem. Obuta ze staraniem, które zdradzało przyzwyczajenie do wykwintu, nosiła szare jedwabne pończochy, podkreślające jeszcze odcień żałoby tego stałego kostjumu. Kapelusz wreszcie, angielskiego i niezmiennego kroju, był z szarej materji, ozdobiony czarnym welonem. Zdawała się nadzwyczaj wątła i bardzo cierpiąca. Jedyną jej przechadzką był spacer z Granatki do mostu w Tours; czasami, gdy wieczór był ciepły, szła z dziećmi oddychać świeżym powiewem Loary i podziwiać zachód słońca w tym krajobrazie równie rozległym jak widok zatoki neapolitańskiej albo genewskiego jeziora. Przez cały czas pobytu swego w Granatce dwa razy tylko była w Tours: raz, aby prosić rektora kolegjum o wskazanie jej najlepszych nauczycieli łaciny, matematyki i rysunku, następnie aby ułożyć z osobami które jej wskazano bądź cenę, bądź godziny lekcyj. Ale wystarczało jej pokazać się raz lub dwa razy na tydzień na moście wieczorem, aby obudzić ciekawość wszystkich prawie mieszkańców miasta, którzy prze-
Strona:PL Balzac - Kuratela i inne opowiadania.djvu/205
Ta strona została przepisana.