— Tak, ojcze. Od pierwszego razu zwaliłem sześć lalek w dwunastu strzałach, rzekł Kamil.
— Gdzieście byli na spacerze?
— W lasku, widzieliśmy mamę.
— Czy się zatrzymała?
— Jechaliśmy tak szybko, że nas pewno nie widziała, odparł młody hrabia.
— Czemuście nie zbliżyli się sami?
— Uważałem, ojcze, że mama nie bardzo lubi, abyśmy się zbliżali do niej publicznie, rzekł Klemens pocichu. Jesteśmy za duzi.
Sędzia miał dość bystry słuch, aby dosłyszeć to zdanie, które zachmurzyło nieco czoło margrabiego. Popinot z przyjemnością patrzał na obraz, jaki przedstawiał ojciec wraz z dziećmi. Oczy jego z niejakiem rozrzewnieniem spoczęły na twarzy pana d’Espard, którego rysy, zachowanie i wzięcie przedstawiały uczciwość w jej najpiękniejszej postaci, uczciwość inteligentną i rycerską, uczciwość w całej jej krasie.
— Wi... widzi pan, panie sędzio, rzekł margrabia wracając do zająkiwania, widzi pan, że Sprawiedliwość może tu wejść w każdej porze, tak, w każdej porze może tu wejść Sprawiedliwość. Jeżeli kto jest warjat, jeżeli kto jest warjat, to chyba te dzieci, które potrosze warjują za swoim ojcem, i ojciec który bardzo warjuje za swemi dziećmi: ale to jest dobre warjactwo.
W tej chwili, głos pani Jeanrenaud rozległ się w przedpokoju; zacna kobieta wpadła do salonu mimo przedłożeń lokaja.
— Ja nie chodzę manowcami, krzyczała. Tak, panie margrabio, rzekła kłaniając się wkoło, muszę z panem pomówić, w tej chwili. Dalibóg, za późno przyszłam, skoro tu już jest pan sędzia kryminalny.
— Kryminalny! wykrzyknęli dwaj chłopcy.
— To się tłumaczy, że pana nie zastałam w biurze, kiedy pan jest tutaj. A ba, sąd zawsze się znajdzie, kiedy chodzi o to aby zrobić co złego. Przychodzę, panie margrabio, powiedzieć panu, żeśmy
Strona:PL Balzac - Kuratela i inne opowiadania.djvu/86
Ta strona została przepisana.