Strona:PL Balzac - Kuzyn Pons.djvu/109

Ta strona została przepisana.

wane łatami wstawionemi darmo przez Cibota. Jak z tego widać, nie wszyscy Żydzi są z plemienia Izraela.
— Czy wy nie żartujecie ze minie, Remonencq? rzekła odźwierna. Czy to możliwe, aby pan Pons miał taki majątek i żył jak żyje? Toć on nie ma w domu ani sztu franków.
— Amatorzy są wszystko takie, odparł sentencjonalnie Remonencq.
— Więc wy naprawdę sządzicie, że mój pan ma tego w domu za siedemszet tysięcy?
— W samych obrazach... Jest tam jeden, za który gdyby chciał pięćdziesiąt tysięcy, znalazłbym je, choćbym się miał powiesić. Pamiętasz pani te małe ramki z emaljowanej miedzi, w nich czerwony aksamit, a na nim portrety?... To są emalje Petitota, za które pan minister, były drogista, płaci po tysiąc talarów sztuka...
— Jest tego trzydzieści w dwóch ramach! rzekła odźwierna, której oczy otwarły się szeroko.
— No więc, osądź pani z tego o jego bogactwach!
Pani Cibot uczuła zawrót głowy; zmieniła front. W jednej chwili powzięła myśl, aby wymóc na dobrym Ponsie jaki zapis dla siebie, na wzór owych gospodyń, których dożywocia tyle budziły zawiści w dzielnicy. Już w myśli mieszkała pod Paryżem, królowała w dworku, gdzie pędziła ostatnie lata, obsługiwana jak królowa, z zacnym Cibotem, zasługującym na tyle szczęścia, jak wszystkie anioły zapomniane, niezrozumiane.
W nagłym i szczerym odruchu odźwiernej, Remonencq ujrzał pewność powodzenia. W rzemiośle myszkującego za antykami, który szuka okazji i nabywa tanio od nieświadomych, główna trudność jest w tem, aby się wcisnąć do domów. Niepodobna sobie wyobrazić chytrości godnych Skapena, sztuczek Sganarela i przymilności Doryny, na jakie zdobywają się tacy szperacze, aby się dostać do gniazdka mieszczucha. Są to komedje godne teatru, a zawsze oparte, jak tutaj, na chciwości służby. Za trzydzieści franków