Strona:PL Balzac - Kuzyn Pons.djvu/111

Ta strona została przepisana.

— I cóż, drogi panie Pons, jakże się pan czuje? spytała Cibotowa.
Odźwierna stanęła w nogach łóżka, wsparłszy się pod boki, z oczami miłośnie utkwionemu w chorego; ale jakie z nich tryskały iskry!
— Źle, bardzo źle! odparł biedny Pons, nie czuję najmniejszego apetytu. — Och! ten świat! ten świat! wykrzykiwał ściskając rękę Schmuckego, który, siedząc w głowach, trzymał dłoń Ponsa i z którym z pewnością chory musiał rozmawiać o przyczynach swej choroby. — Lepiej byłbym zrobił, mój dobry Schmucke, słuchając twojej rady, jadając tu codzień od naszego poznania! wyrzekając się tego świata który przejechał po mnie jak ciężarowy wóz po jajku, i za co?...
— No, no, mój dobry panie, żadnych lamentów, rzekła Cibotowa. Doktór powiedział mi prawdę...
Schmucke pociągnął odźwierną za suknię.
— Et, może się pan z tego wygrzebać, ale przy wielgiem sztaraniu... Bądź pan szpokojny, ma pan przy szobie dobrego przyjaciela, i, nie chwalączy się, kobietę, która będzie pana pielęgnowała jak matka szwoje pierworodne. Wydobyła Cibota z takiej choroby, że już go doktór Poulain pochował, już go chciał nakryć prześcieradłem, już go odstąpiono jak nieboszczyka!... No, panu, chwalić Boga, daleko do tego, mimo że pan jest doszyć chory; niech pan liczy na mnie... wyciągnę pana z tego bodaj szama jędrna. Leż pan spokojnie, nie kręć się pan tyle.
Naciągnęła kołdrę ma ręce chorego.
— Nie bój się pan, mówiła, pan Schmucke i ja będziemy siedzieli noczami przy panu... Będzie pan miał lepszą opiekę niż książę... a zresztą sztać pana na to aby sobie niczego nie odmawiać w chorobie... Porożumiałam się już z Cibotem, bo czóżby to niebożątko robiło beżemnie!... No, alem mu wyperswadowała; tak pana kochamy oboje z mężem, że pozwolił abym tu czuwała w nocy... Dla mężczyzny takiego jak on, to nielada ofiara, o!... Kocha