nych. Często tedy owi ludzie, którzy, w stanie zwykłym, zostają tem czem są — spełniają bowiem chemiczne i fizyczne funkcje przewodników elektryczności, naprzemian będąc to bezwładnym minerałem, to kanałem pełnym tajemniczych fluidów — ci ludzie, wróciwszy do zwykłej postaci, puszczają się na praktyki, kombinacje, które ich wiodą przed policję poprawczą, ba, nawet, jak słynnego Baltazara, do kryminału i na galery. A dowód jak olbrzymią władzę posiada kartomancja nad prostymi ludźmi, to iż życie lub śmierć biednego muzyka zależały od horoskopu, który pani Fontaine miała postawić dla pani Cibot.
Mimo że pewne powtórzenia nieuniknione są w opowieści tak obszernej i tak obfitej w szczegóły jak te kompletne dzieje społeczeństwa francuskiego w XIX wieku, niema potrzeby opisywać nory pani Fontaine, opisanej już w Bezwiednych aktorach[1]. Godzi się tylko zauważyć, że pani Cibot weszła do pani Fontaine, która mieszka przy ulicy Vieille-du-Temple, tak jak stali goście Café Anglais wchodzą do tej jadłodajni na śniadanie. Pani Cibot, bardzo dawna klientka, często przyprowadzała tam młode osoby oraz kumoszki pożerane ciekawością.
Stara służąca, która pełniła przy kabalarce straż, otworzyła wrota sanktuarjum, nie uprzedzając pani.
— To pani Cibot!... Wejdź pani, dodała, niema nikogo.
— I cóż, moje dziecko, co się stało, że przychodzisz tak wczas? spytała czarownica.
Pani Fontaine, wówczas licząca siedemdziesiąt osiem lat, zasługiwała na to miano powierzchownością swoją godną Parki.
— Frybra me trzęsie, połóż mi pani wielką kabałę! wykrzyknęła Cibotowa, tu chodzi o cały mój los.
I przedstawiła swoją sytuację prosząc o wróżbę dla swoich brudnych nadziei.
- ↑ W tomie p. t. Król cyganerji.