wielki aktor, nie może, mimo swego wspaniałego talentu, wzbić się do tej poezji.
Ze wszystkich miast ma świecie, Paryż najwięcej kryje tego rodzaju oryginałów, mających jakąś religję w sercu. Ekscentrycy londyńscy zawsze się w końcu przesycą swem uwielbieniem jak i samem życiem; gdy w Paryżu manjacy żyją ze swą wyobraźnią w szczęśliwym konkubinacie ducha. Często tu natkniecie się na takich Ponsów, na Magusów, odzianych bardzo biednie, z nosem na bakier jak nos dożywotniego sekretarza Akademji francuskiej, z miną ludzi którzy o nic nie dbają, nic nie czują, nie zwracających najmniejszej uwagi na kobiety, na magazyny, wędrujących jakgdyby na oślep, z pustką w kieszeni, jakby pomylonych... Zapytajcie sami siebie, do jakiego z paryskich plemion mogą należeć. Otóż, wiedzcie, że ci ludzie, to są miljonerzy, zbieracze, najwięksi zapaleńcy, ludzie zdolni narazić się na przykry zatarg z policją dla zdobycia filiżanki, obrazu, rzadkiej sztuki, jak raz zrobił Eljasz Magus w Niemczech.
Takim był ów znawca, do którego Remonencq zaprowadził tajemniczo Cibotową. Remonencq radził się Magusa zawsze, ilekroć go spotkał na bulwarach. Aleja des Minimes była o dwa kroki od ulicy Normandzkiej, toteż nasi wspólnicy znaleźli się tam w dziesięć minut.
— Zobaczysz pani, rzekł Remonencq, najbogatszego handlarza starożytności, największego znawcę w Paryżu...
Pani Cibot zdumiała się widząc małego staruszka w hałacie niegodnym naprawek Cibota. Żyd dozorował swego restauratora, malarza zajętego odnawianiem obrazów w zimnej izbie na parterze. Ale odźwierna zadrżała, skoro padło na nią spojrzenie tych oczu pełnych zimnej chytrości jak oczy kota.
— Czego chcecie, Remonencq? spytał.
— Chodzi o oszacowanie obrazów; a pan jeden w Paryżu umie powiedzieć ubogiemu kotlarzowi jak ja, co może za nie dać, kiedy nie ma, jak pan, setek tysięcy...
Strona:PL Balzac - Kuzyn Pons.djvu/131
Ta strona została skorygowana.