zwykłemu prowincjonalnemu prokuratorzynie! Zmuszono mnie do sprzedania ze stratą kancelarji, i jeszcze byłem szczęśliwy żem się opłacił tracąc swoje mienie! Gdybym się opierał, musiałbym zrezygnować z zawodu obrońcy. Tego pani nie wiesz jeszcze, że, gdyby chodziło tylko o prezydenta Camusot, toby było nic; ale on, widzi pani, ma żonę!... I gdyby pani znalazła się oko w oko z tą kobietą, zadrżałabyś pani tak, jakgdybyś się ujrzała na pierwszym stopniu rusztowania, włosy stanęłyby ci dęba. Prezydentowa jest mściwa tak, że zdolna jest pracować dziesięć lat nad tem aby cię zamotać w pułapkę w której zginiesz! Kręci swoim mężem jak dziecko bąkiem. Ona sprawiła, że śliczny chłopiec odebrał sobie życie w Conciergerie; ona wybieliła jak śnieg pewnego hrabiego obwinionego o fałszerstwo. Ona omal nie wzięła w kuratelę[1] jednego z największych panów dworu Karola X. Ona wreszcie obaliła prezydenta najwyższego trybunału, pana de Granville...
— Co mieszkał przy ulicy Vieille-du-Temple, róg ulicy św. Franciszka, rzekła Cibotowa.
— Ten sam. Powiadają, że chce zrobić swego męża ministrem sprawiedliwości, i nie wiem czy nie postawi na swojem... Gdyby sobie wbiła w głowę, aby nas oboje wyprawić na galery, ja, który jestem niewinny jak nowonarodzone dziecię, wystarałbym się o paszport i drapnąłbym do Ameryki... tak dobrze znam trybunały. Otóż, droga pani Cibot, aby wydać swoją jedynaczkę za młodego wicehrabiego Popinot, który będzie, jak mówią, dziedziczył po waszym gospodarzu, panu Pillerault, prezydentowa wyzuła się z całego majątku, tak że w tej chwili prezydent i jego żona muszą żyć z samej pensji. I pani myśli, moja droga pani, że, w tych okolicznościach, prezydentowa nie wyciągnie ręki po spadek po twoim Ponsie?... Ależ jabym wolał iść wprost na nabite armaty, niż mieć podobną kobietę przeciw sobie...
— Ale, rzekła Cibotowa, pokłócili się...
- ↑ Ostatnie wcielenie Vautrina, Gabinet Starożytności, Kuratela.