Strona:PL Balzac - Kuzyn Pons.djvu/183

Ta strona została skorygowana.

ma się coraz gorzej. Polecę do wszystkich pańskich domów i powiem że pan jest chory, nieprawdaż?... W takim razie, będzie pan siedział w nocy przy naszym baraneczku, a spać będzie pan rano od piątej, na ten przykład, do drugiej. Ja będę robiła tę cięższą służbę, w dzień, bo trzeba przecież dać panu śniadanie, obiad, doglądać chorego, przesłać mu łóżko, przewdziać go, podać lekarstwo... Przy takiem życiu jak teraz, tobym i dwóch tygodni nie wytrzymała. Toć już miesiąc jak jesteśmy na nogach. A coby się z wami stało, gdybym ja zachorowała?... No i pan także, aż strach jak pan wygląda, po tej nieprzespanej nocy...
Zaprowadziła Schmuckego do lustra; wydało mu się, że jest bardzo zmieniony.
— Zatem, jeżeli pan się godzi, podam panu duchem śniadanie. Potem posiedzi pan przy naszym aniołku jeszcze do drugiej. Ale musi mi pan dać listę swoich domów, a ja się z tem zaraz uwinę, będzie pan wolny na dwa tygodnie. Jak wrócę, to się pan położy i prześpisz się do wieczora.
Propozycja była tak rozsądna, że Schmucke zaraz się zgodził.
— Tylko sza przed panem Ponsem; bo gdybyśmy mu powiedzieli, że musi przerwać swój teatr i lekcje, myślałby że to już po nim. Biedaczek wyobraziłby sobie, że już nie odzyska swoich uczenic... głupstwa... Pan Poulain powiada, że możemy ocalić naszego benjaminka jedynie zostawiając go w zupełnym spokoju.
— Dobrze, dobrze! przyrządź pani śniadanie, a ja zrobię spis i dam pani wszystkie adresy. Ma pani rację, nie przetrzymałbym!
W godzinę później, Cibotowa, odświętnie wystrojona, wsiadła w dorożkę ku zdumieniu Remonencqa i przyrzekła sobie wystąpić godnie, jako osoba zaufana dwóch kościanych dziadków, na wszystkich pensjach i wogóle u osób gdzie dwaj muzycy dawali lekcje.
Nie będziemy powtarzali obfitej paplaniny, rozwijanej niby warjacje jednego tematu, w pensjonatach i po domach; wystarczy scena, która się odbyła w gabinecie dyrektorskim znakomitego Gaudissarta, dokąd odźwierna wdarła się po niesłychanych trudno-