Strona:PL Balzac - Kuzyn Pons.djvu/189

Ta strona została skorygowana.

— Wybaczy pani, rzekła Cibotowa zanadto jestem zmartwiona, aby się pani odcinać. Moi dwaj panowie są bardzo chorzy... Aby ich wyżywić i aby im oszczędzić przykrości, zastawiłam już ubranie mego męża, tak, dziś rano, mam tu kwit...
— O, to coś zakrawa na dramat! wykrzyknęła piękna Heloiza. O co chodzi?
— Pani, odparła Cibotowa, spadła tutaj...
— Jak primaballerina, rzekła Heloiza. Sufluję pani, jedź pani dalej.
— No, ja się spieszę, rzekł Gaudissart. Dosyć już tych żartów. Heloizo, pani jest zaufaną gospodynią naszego biednego kapelmistrza, który jest umierający; przychodzi mi powiedzieć, abym na niego nie liczył; jestem w kłopocie.
— Och, biedny człowiek! ależ trzeba dać przedstawienie na jego dochód.
— Toby go zrujnowało! rzekł Gaudissart, zostałby na drugi dzień winien pięćset franków przytułkom, które nie uznają w Paryżu innych biednych prócz własnych. Nie, słuchaj, moja dobra pani, skoro się zabiegasz o nagrodę cnoty...
Gaudissart zadzwonił, natychmiast zjawił się służący.
— Powiedz kasjerowi, aby mi przysłał tysiąc franków. Niech pani siada.
— Och, biedna kobieta, płacze teraz!... wykrzyknęła tancerka. Głupia historja... No, no, matusiu, przyjdziemy go odwiedzić, pociesz się pani. — Słuchaj-no ty, Chińczyku, rzekła pociągając dyrektora w kąt, ty chcesz mnie ubrać w rolę z baletu Arjadna! Żenisz się, a wiesz jak ja ci mogę zatruć życie!...
— Heloizo, mam serce wybite miedzią, jak fregata.
— Pokażę twoje dzieci! pożyczę ich.
— Wyznałem już nasz stosunek...
— Bądź poczciwy, daj miejsce Ponsa Garangeotowi; biedaczek ma talent a goły jest jak święty turecki. Przyrzekam ci spokój.