Strona:PL Balzac - Kuzyn Pons.djvu/222

Ta strona została przepisana.

oczy nabrały blasku, ciepło wróciło ruch jego członkom. Schmucke dał się Pensowi napić melssy z winem, duch życia wsączył się w to ciało, myśl błysła znowu na tem czole, przed chwilą martwem jak kamień. Pons zrozumiał wtedy, jakiemu świętemu oddaniu, jakiej potędze przyjaźni zawdzięcza swoje zmartwychwstanie.
— Bez ciebie jużbym nie żył! rzekł czując na twarzy łzy biednego Niemca, który wraz śmiał się i płakał.
Słysząc te słowa, wyczekiwane w obłędzie nadziei, nie słabszym od obłędu rozpaczy, biedny Schmucke, którego siły się wyczerpały, opadł jak pęknięty balon. On z kolei stał się bezwładny, osunął się na fotel, złożył ręce i podziękował Bogu gorącą modlitwą. Cud ziścił się dla niego! Nie wierzył w czynną moc swojej modlitwy, ale w moc Boga, którego wzywał. Jednakże cud był objawem naturalnym i często stwierdzonym przez lekarzy. Chory, otoczony przywiązaniem, pielęgnowany przez ludzi pragnących jego życia, może być ocalony, tam gdzie zginie pacjent dozorowany przez najemników. Lekarze nie chcą w tem widzieć skutków bezwiednego magnetyzmu; przypisują ów wynik inteligentnym staraniom, ścisłemu przestrzeganiu ich poleceń; ale niejedna matka zna skuteczność owego żaru pragnień, wysyłanych w jednym kierunku.
Nie móf, ja dzię uzłyżę zerdzem... Zbodżnij! zbodżnij! rzekł muzyk, uśmiechając się.
— Dobry mój przyjacielu! szlachetna dusza! Dziecię boże żyjące w Bogu! Jedyna istota która mnie kochała!... mówił Pons bezładnie, znajdując w swoim głosie nieznane wprzódy tony.
Bliska odlotu dusza wyrażała się cała w tych słowach, które przepełniły Schmuckego rozkoszą niemal równą rozkoszom miłości.
Szyj! szyj! a pętę jag lef! pętę bradzofał sa tfóch!
— Słuchaj, mój dobry, wiemy, anielski przyjacielu! pozwól mi mówić, czas nagli, bo ja już jestem trup, nie przetrwam tych ciągłych ataków.
Schmucke płakał jak dziecko.
— Słuchajże, będziesz płakał później... rzekł Pons. Jesteś chrze-