mężczyzna, ten Katon-smakosz, ten sprawiedliwy niemal bez grzechu, późno przeniknął owe pęcherze żółci, które tworzyły serce prezydentowej. Przejrzał świat w chwili gdy miał go opuszczać. Toteż, od kilku godzin, pogodził się wesoło z losem, jak jowialny artysta, dla którego wszystko jest tematem do kawału, konceptu. Ostatnie więzy jakie go łączyły z życiem, łańcuchy podziwu, potężne węzły wiążące znawcę do dzieł sztuki, pękły tego ranka. Spostrzegłszy kradzież Cibotowej, Pons pożegnał się po chrześcijańsku z czczemi przepychami sztuki, ze swą kolekcją, ze swą miłością dla twórców tylu pięknych rzeczy; pragnął myśleć wyłącznie o śmierci, na wzór naszych ojców, którzy ją uważali za prawdziwe święto chrześcijanina. W tkliwości swej dla Schmuckego, Pons starał się go chronić z głębi swojej trumny. Ta ojcowska myśl była przyczyną, że pomyślał o primabalerynie, chcąc w niej znaleźć pomoc przeciw otaczającym go niegodziwościom, które nie przebaczyłyby z pewnością jego generalnemu spadkobiercy.
Heloiza Brisetout była to jedna z natur, które pozostają szczere w fałszywem położeniu; zdolna do wszelkich konceptów kosztem bogatych dudków, dziewczyna ze szkoły Jenny Cadine i Józefy[1]; ale zarazem dobra koleżanka i nie lękająca się żadnej władzy ludzkiej, bo tak często widziała ich słabość i tak przywykła mocować się ze stróżami porządku publicznego na niezbyt sielskich balach Mabille i w karnawale!
— Jeżeli zagarnęła moje miejsce dla swego protegowanego Garangeot, tem bardziej będzie się czuła w obowiązku dopomóc mi, powiedział sobie Pons.
Dzięki zamętowi u odźwiernych, Schmucke mógł wyjść nie zwracając niczyjej uwagi; wrócił szybko, aby nie zostawiać Ponsa samego.
Pan Trognon, wezwany w sprawie testamentu, przybył prawie równocześnie ze Schmuckem. Mimo że Cibot konał, żona jego towa-
- ↑ Kuzynka Bietka.