Strona:PL Balzac - Kuzyn Pons.djvu/242

Ta strona została skorygowana.

Śle ropisz!...
— Nie sprzeciwiaj mi się, słuchaj mnie, drogi przyjacielu... Ty masz naiwność, prostotę sześcioletniego dziecka, które nigdy nie rozstawało się z matką. To bardzo piękne; myślę, że Bóg musi osobiście czuwać nad podobnymi tobie. Jednakże ludzie są tak źli, że muszę cię uzbroić przeciw nim. Sprawię, że stracisz swą szlachetną ufność, swą świętą łatwowierność, ten wdzięk czystych dusz, właściwe jedynie ludziom genialnym i sercom takim jak twoje... Za chwilę zobaczysz Cibotową, która śledziła nas przez uchylone drzwi, jak zakradnie się po mniemany testament... Przypuszczam, że łotrzyca podejmie tę wyprawę dziś rano, kiedy będzie myślała że śpisz. Słuchaj mnie dobrze, i spełń dosłownie moje wskazówki... Słyszysz mnie? spytał chory.
Schmucke, znękany, ze straszliwem biciem serca, osunął głowę na poręcz; mogło się zdawać że zemdlał.
— Tak, słyszę! ale tak jakbyś był o dwieście kroków... Mam uczucie, że zapadam się w grób razem z tobą! rzekł Niemiec zmiażdżony bólem.
Zbliżył się do Ponsa, wziął jego rękę w dłonie i odmówił w duchu żarliwą modlitwę.
— Co ty tam mamroczesz po niemiecku?...
— Prosiłem Boga, aby nas powołał do siebie razem!... odparł poprostu, skończywszy modlitwę.
Pons przegiął się z trudem, czuł nieznośny ból w wątrobie. Zdołał się pochylić do Schmuckego i pocałował go w czoło, zlewając swoją duszę niby błogosławieństwo na tę istotę podobną do baranka który spoczywa u stóp Boga.
— No, słuchaj mnie, mój dobry Schmucke, trzeba słuchać umierającego...
Złucham!...
— Twój pokój łączy się z moim drzwiczkami, które z twojej alkowy prowadzą do mojej.
Tag, ale tam jezd safalone oprazami.