po tygodniu byli jak dwaj bracia. Schmucke[1] nie wierzył aby mógł istnieć drugi Pons, jak Pons nie podejrzewał aby mógł istnieć drugi Schmucke. To samo wystarczyłoby, aby odmalować tych dwóch zacnych ludzi, ale nie wszystkie umysły zadowalają się syntezą; małe objaśnienie jest tedy potrzebne dla niedowiarków.
Ten pianista, jak wszyscy pianiści, był Niemcem, jak wielki Liszt i wielki Mendelssohn, Niemcem jak Steibelt, Niemcem jak Mozart i Dusseck, Niemcem jak Meyer, Niemcem jak Doelher, Niemcem jak Thalberg, jak Dreschock, jak Hiller, jak Leopold Mayer, jak Crammer, jak Zimmerman i Kalkbrenner, jak Herz, Woetz, Karr, Wolff, Pixis, Klara Wieck i jak w ogólności wszyscy Niemcy. Mimo iż sam wielki twórca, Schmucke mógł być tylko demonstratorem, tak dalece naturze jego brakło odwagi potrzebnej geniuszowi chcącemu się wypowiedzieć w muzyce. Naiwność wielu Niemców nie jest wieczna, ma swój koniec; tę, która im została w pewnym wieku, czerpią, jak się czerpie wodę w kanale, w źródle swej młodości, i posługują się nią z powodzeniem na różnych polach, w nauce, sztuce, finansach, paraliżując wszelką nieufność. We Francji, niektórzy filuci zastępują tę niemiecką naiwność głupotą paryskiego mieszczucha. Ale Schmucke zachował całą swą dziecięcą naiwność, jak Pons zachował na sobie szczątki Cesarstwa, bezwiednie. Ten prawdziwy i szlachetny Niemiec był zarazem koncertem i słuchaczem, sam uprawiał muzykę dla siebie. Mieszkał w Paryżu jak słowik mieszka w lesie, i śpiewał tam — jedyny egzemplarz swego gatunku — od dwudziestu lat, aż do chwili w której znalazł w Ponsie drugiego siebie.
Obaj, Pons i Schmucke, posiadali w sercu i w usposobieniu mnóstwo owego dziecinnego sentymentalizmu który cechuje Niemców: tak np. namiętność do kwiatów, uwielbienie natury, każące im pomieszczać w ogrodach wielkie banie aby widzieć w miniaturze
- ↑ Córka Ewy.