Strona:PL Balzac - Kuzyn Pons.djvu/251

Ta strona została przepisana.

— Ma pan słuszność, niech mi pan przyniesie kwit, rzekła odźwierna chowając — obraz do komody.
— Sąsiadko, rzekł cicho handlarz pociągając Cibotową na próg, widzę, że nie uratujemy biednego Cibota; doktór Poulain już wczoraj wątpił czy on wyżyje do jutra... To wielkie nieszczęście! Ale, mówiąc prawdę, pani nie byłaś tu na swojem miejscu... Pani miejsce, to w pięknym magazynie osobliwości na bulwarach. Czy pani wie, że ja zarobiłem przez tych dziesięć lat blisko sto tysięcy, i że, jeśli u pani znajdzie się to samo, podejmuję się zdobyć dla pani ładny mająteczek... o ile pani przejdzie się za mnie... Będziesz panią co się zowie... moja siostra będzie cię obsługiwała, będzie prowadziła gospodarstwo...
Wymowę uwodziciela przerwały rozdzierające jęki krawca: zaczynało się konanie.
— Idź-że pan, rzekła Cibotowa, trzeba być potworem, aby mi mówić o tem w chwili, gdy mój mąż umiera w takiej męce...
— Bo ja panią kocham, odparł Remonencq, tak że do wszystkiego jestem zdolny byle cię mieć...
— Gdybyś mnie — pan kochał, odparła, nie mówiłbyś mi o tem w takiej chwili.
I Remonencq odszedł do sklepu, pewien swego małżeństwa z Cibotową.
Około dziesiątej, w bramie panował ruch. Cibot przyjmował Sakramenty. Wszyscy przyjaciele Cibota, odźwierni, stróże z ulicy Normandzkiej i sąsiednich ulic, cisnęli się w mieszkaniu, w bramie, nawet przed domem. Nikt nie zwrócił najmniejszej uwagi na pana Hannequin, przybyłego z jednym z kolegów, ani na Schwaba i Brunnera, którzy dostali się do mieszkania Ponsa niespostrzeżemi przez Cibotową. Odźwierna z sąsiedniego domu, do której zwrócił się rejent z zapytaniem, wskazała mu mieszkanie Ponsa. Co do Brunnera przybyłego ze Schwabem, ten był już tutaj oglądać muzeum Ponsa, przeszedł tedy nic nie mówiąc i pokazał drogę wspólnikowi... Pons unieważnił najformalniej wczorajszy testament i mia-