Strona:PL Balzac - Kuzyn Pons.djvu/256

Ta strona została skorygowana.

Schmucke otworzył wystraszone oczy jakgdyby w przelotnym napadzie szaleństwa.
— Ależ Pons nie umrze!... ja go ocalę!...
— Nie wytrzyma pan długo bez snu, a wówczas kto pana zastąpi? Trzeba przecież obsłużyć pana Ponsa, dać mu pić, przyrządzić lekarstwo...
— Prawda... orzekł Niemiec.
— A więc, rzekł ksiądz, chcę panu przysłać panią Cantinet, zacną i uczciwą kobietę...
Lista obowiązków społecznych wobec zmarłego przyjaciela tak ogłuszyła Schmuckego, że byłby pragnął umrzeć wraz z Ponsem.
— To dziecko! rzekł doktór Poulain do księdza.
— Dziecko!... powtórzył machinalnie Schmucke.
— A zatem, rzekł wikary, pomówię z panią Cantinet i przyślę ją panu.
— Niech sobie ksiądz nie zadaje trudu, wtrącał Poulain, to moja sąsiadka, a ja wracam do domu.
Śmierć jest jakgdyby niewidzialnym zabójcą, z którym walczy umierający; w chwili konania otrzymuje ostatnie ciosy, próbuje się jeszcze bronić i poddaje się. Pons przebywał tę ostatnią walkę, wydawał jęki połączone z krzykiem. Natychmiast Schmucke, ksiądz, doktór podbiegli do łoża konającego. Naraz, Pons ugodzony w samo siedlisko życia ostatnim ciosem który przecina węzły między ciałem a duszą, odzyskał na chwilę zupełny spokój który następuje po męce konania; przyszedł do siebie, z pogodą śmierci na twarzy, i spojrzał na tych co go otaczali prawie z uśmiechem.
— Ach! doktorze, bardzo cierpiałem; ale miałeś pan słuszność, lepiej mi... — Dziękuję, dobry księże wikary; myślałem sobie gdzie jest Schmucke!...
— Schmucke nic nie jadł od wczoraj wieczora, a już jest czwarta! Niema pan nikogo przy sobie, a byłoby niebezpiecznie wzywać panią Cibot...
— To kobieta zdolna do wszystkiego, rzekł Pons objawiając