Strona:PL Balzac - Kuzyn Pons.djvu/260

Ta strona została przepisana.

— Moja draga pani, rzekła pani Cantinet pokazując Schmuckego, który leżał u stap umarłego w stanie zupełnej martwoty, nie chciała mi pani wierzyć, on na nic nie odpowiada!
— Moja pani, rzekła Sauvage, no to ja pana pokażę, jak się robi w takich razach.
Pani Sauvage obiegła pokój spojrzeniem takiem, jakiem złodzieje starają się zgadnąć kryjówki gdzie powinny być pieniądze. Poszła prosto do komody Ponsa, wysunęła szufladę, ujrzała woreczek gdzie Schmucke schował resztę pieniędzy ze sprzedaży obrazów i pokazała go Schmuckemu, który skinął machinalnie głową.
— Ot i są pieniądze, moja pani! rzekła Sauvage do pana Cantinet; policzę, wezmę aby kupić co trzeba, wina, prowiantów, świec, słowem wszystkiego, bo oni nie mają nic... Poszuka no pani w komodzie płótna, żeby zawinąć ciało. Mówiono mi, że ten biedny pan jest niebardzo mądry, ale on jest niewiadomo co, jeszcze gorzej. To jak ten noworodek, trzeba go będzie karmić ze smoczka...
Schmucke patrzył na dwie kobiety i ma ich krzątanie wzrokiem zupełnego szaleńca. Złamany bólem, pogrążony w stanie jakgdyby kataleptycznym, wciąż wlepiał wzrok w twarz Ponsa, którego rysy oczyszczały się spokojem śmierci. Nie ruszyłby się, gdyby nawet w pokoju wybuchł pożar.
— Jest tysiąc dwieście pięćdziesiąt sześć franków, rzekła pani Sauvage.
Schmucke wzruszył ramionami. Kiedy Sauvage chciała przystąpić do spowijania Ponsa i zmierzyć prześcieradło na ciele aby skroić i uszyć całun, przyszło do okropnej walki między nią a Niemcem. Schmucke podobny był zupełnie do psa, kąsającego wszystkich którzy chcą tknąć trupa jego pana. Sauvage, zniecierpliwiona, chwyciła Niemca, posadziła go na fotelu i przytrzymała z herkulesową siłą.
— No, moja pani, zaszyjże pani nieboszczyka, rzekła do pani Cantinet.