Strona:PL Balzac - Kuzyn Pons.djvu/266

Ta strona została przepisana.

rech godzin i nic nie chciał wziąć do ust. Nic tak nie wysila żondołka jak zmartwienie.
— Ależ, szanowny kliencie, rzekł agent firmy Sonet, niechże się pan napije rosołu. Tyle pan ma rzeczy przed sobą: trzeba się udać do ratusza, zakupić grunt pod pomnik, jaki pan ma zamiar wznieść temu miłośnikowi Sztuki, aby dać świadectwo swej wdzięczności.
— Ależ to niema sensu! rzekła pani Cantinet do Schmuckego przynosząc rosół i chleb.
— Jeśli pan czuje się tak słaby, drogi panie, zauważył Remonencq, niech się pan postara, aby ktoś pana zastąpił, bo pan ma mnóstwo rzeczy na głowie. Trzeba zamówić kondukt! Nie chciałby pan przecież, aby pańskiego przyjaciela pochowano jak nędzarza.
— No, no, mój drogi panie! rzekła Sauvage, korzystając z chwili gdy Schmuckemu głowa zwisła na poręcz.
Wlała do ust Schmuckemu łyżkę rosołu i nakarmiła go wbrew jego woli jak dziecko.
— A teraz, drogi panie, skoro pan się chce całkowicie oddać swojej boleści, najrozsądniej byłoby wziąć kogoś, ktoby pana zastąpił...
— Skoro pan, rzekł agent, ma zamiar wznieść wspaniały pomnik dla uczczenia swego przyjaciela, niech mi pan tylko raczy powierzyć wszystkie kroki, wszystko załatwię...
— Kto to? co to? rzekła Sauvage. Pan Schmucke zamówił coś u pana? Kto pan jesteś?
— Agent firmy Sonet, droga pani, największe przedsiębiorstwo pomników nagrobnych... rzekł wyjmując kartę firmy i podając ją groźnej Sauvage.
— No tak, dobrze! dobrze!... pośle się po pana, kiedy będzie czas; ale nie trzeba nadużywać stanu w jakim się ten pan znajduje. Widzi pan, że on nie wie co się z mim dzieje?

Jeżeli pani zechce tak pokierować abyśmy dostali zamówie-