Strona:PL Balzac - Kuzyn Pons.djvu/271

Ta strona została skorygowana.

— Czy pan jest spadkobiercą? spytał mistrz ceremonji.
— Spadkobiercą?... powtórzył Schmucke, wszystko mi jest na świecie obojętne.
I Schmucke utonął z powrotem w tępej boleści.
— Gdzie są krewni, przyjaciele? spytał mistrz ceremonji.
— Oto oni... wszyscy! wykrzyknął Schmucke pokazując obrazy i osobliwości. Ci nigdy nie sprawili bólu dobremu Ponsowi!... Oto wszystko co on kochał, obok mnie!
— Oszalał, proszę pana, rzekła Sauvage do mistrza ceremonji. Daj pan pokój, szkoda z nim gadać.
Schmucke usiadł i znów pogrążył się w martwocie, ocierając machinalnie łzy. W tej chwili zjawił się Villemot, dependent pana Tabareau; zaczem, mistrz ceremonji, poznając osobę która zamówiła pogrzeb, rzekł:
— Proszę pana, czas ruszać... karawan zajechał. Rzadko coprawda zdarzyło mi się widzieć podobny pogrzeb. Gdzie są krewni, przyjaciele?
— Mieliśmy mało czasu, odparł pan Villemot; ten pan jest pogrążony w takiej boleści, że nie pomyślał o niczem. Zresztą jest tylko jeden krewny.
Mistrz ceremonji spojrzał na Schmuckego ze współczuciem, gdyż ten ekspert umiał odróżniać prawdziwą boleść od fałszywej, i podszedł do nieboraka.
— No, drogi panie, odwagi!... Niech się pan stara uczcić pamięć swego przyjaciela.
— Zapomnieliśmy rozesłać zawiadomienia, ale postarałem się wyprawić posłańca do prezydenta de Marville, jedynego krewnego, o którym panu mówiłem... Niema przyjaciół... Nie sądzę, aby ktoś przyszedł z teatru, gdzie zmarły był kapelmistrzem... Ale ten pan jest, jak sądzę, generalnym spadkobiercą.
— Powinien tedy prowadzić kondukt, rzekł mistrz ceremonji. — Nie ma pan czarnego ubrania? spytał spostrzegając strój Schmuckego.