Strona:PL Balzac - Kuzyn Pons.djvu/276

Ta strona została przepisana.

Lachaise, biedny Schmucke szedł jak zbrodniarze idą z kaźni na miejsce stracenia. Prowadził swój własny pogrzeb, trzymając za rękę Topinarda, jedynego człowieka, który nosił w sercu szczerą żałobę po Ponsie. Topinard, upojony zaszczytem jaki mu uczyniono powierzając mu jeden róg całunu, rad że jedzie powozem, zadowolony z otrzymanej pary rękawiczek, zaczynał widzieć w pogrzebie Ponsa wielki dzień swego życia. Schmucke, znękany bólem, podtrzymywany uściskiem tej ręki przez którą spływało ciepło serca, dał się wieźć zupełnie tak, jak nieszczęśliwe cielęta jadą do reźni. Na przedniem siedzeniu jechali Fraisier i Villemot. Otóż, ci, którzy mieli nieszczęście odprowadzać wielu bliźnich na miejsce ostatniego odpoczynku, wiedzą, że wszelka obłuda ustaje w karecie, w czasie drogi, nieraz bardzo długiej, z kościoła na cmentarz wschodni, ze wszystkich cmentarzy paryskich skupiający najwięcej próżności, zbytku, najbogatszy we wspaniałe pomniki. Obojętni zaczynają rozmowę, a najsmutniejsi zaczynają w końcu ich słuchać i zapominać o smutku.
— Pan prezydent pojechał już na sesję, mówił Fraisier do Villemota; nie uważałem za potrzebne odrywać go od zajęć, i tak przybyłby zapóźno. Ponieważ jest on naturalnym i prawnym spadkobiercą, ale wydziedziczonym na rzecz pana Schmucke, uważałem, że wystarczy obecność jego pełnomocnika...
Topinard nadstawił ucha.
— Kto to jest ta figura, która trzymała czwarty chwast? spytał Fraisier Villemonta.
— To faktor firmy, która stawia nagrobki i która chciałaby uzyskać zamówienie na grobowiec z trzema postaciami z marmuru. Muzyką, Malarstwem i Rzeźbą lejącemi łzy po zmarłym.
— To jest myśl, odparł Fraisier. Poczciwiec zasłużył na to; ale taki grobowiec będzie kosztował jakieś siedm do ośmiu tysięcy.
— Och, tak! Jeśli pan Schmucke zamówi taki pomnik, nie może to ob-