Strona:PL Balzac - Kuzyn Pons.djvu/277

Ta strona została skorygowana.

ciążać spadku, bo możnaby połknąć całą sukcesję takiemi kosztami...
— Byłby proces, ale do wygrania...
— Ba, wpadł Fraisier w słowo, to jego rzecz! Możnaby wypłatać dobrego figla przedsiębiorcom... szepnął Fraisier do ucha Villemota, bo jeżeli testament będzie zwalony, za co ręczę... albo jeżeli wcale niema testamentu, kto im zapłaci?
Villemot rozśmiał się małpim śmiechem. Dependent pana Tabareau i kauzyperda zaczęli rozmawiać szeptem; ale, mimo turkotu karety, posługacz teatralny, przyzwyczajony wszystko odgadywać w świecie kulis, zrozumiał że dwaj pieniacze pragną uwikłać biednego Niemca w kłopoty; usłyszał nawet wymowne słowo: Clichy[1]! Z tą chwilą, uczciwy i zacny sługa aktorskiego światka postanowił czuwać nad przyjacielem Ponsa.
Na cmentarzu, gdzie, dzięki staraniom agenta firmy Sonet, Villemot zakupił trzy metry gruntu objawiając zamiar wzniesienia wspaniałego pomnika, mistrz ceremonji przeprowadził Schmuckego przez tłum ciekawych do dołu gdzie miano złożyć Ponsa. Ale, na widok tej czworokątnej jamy, nad którą czterech ludzi trzymało na sznurach trumnę, księża zaś odmawiali ostatnie modlitwy, Niemiec uczuł taki ból w sercu, że zemdlał.
Topinard, przy pomocy agenta firmy Sonet, zaniósł biednego Niemca do pracowni kamieniarza, gdzie pani Sonet i pani Vitelot, żona wspólnika Soneta, otoczyły go najserdeczniejszą opieką. Topinard został tam, ujrzał bowiem, że Fraisier, którego fizjognomja wydała mu się łajdacka, rozmawia z agentem firmy Sonet.

Po godzinie, około wpół do trzeciej, prostoduszny Niemiec odzyskał zmysły. Schmucke miał uczucie, że te dwa dni spędził we śnie. Myślał, że się obudzi i że ujrzy Ponsa żywym. Przyłożono mu tyle mokrych ręczników na czoło, dano mu wąchać tyle soli i oc-

  1. Osławione więzienie za długi, w którem niewypłacalny cudzoziemiec trzymany był dożywotnio.