vage, znajdzie pan ludzi którzy cię obronią. Pan Villemot, to zuch, on z nimi pogada! Ja już się wściekłam na tę obrzydłą babę, tę Cibotową, co pozwala sobie sądzić swoich lokatorów; mówi, żeś pan wycyganił ten zapis ze szkodą prawych dziedziców, żeś pan zamknął pana Ponsa w pokoju, żeś go opętał, że to był skończony warjat... Alem utarła nosa jak się należy tej łotrzycy: „Jesteś pani łajdaczka, szelma! powiedziałam; pójdziesz pani przed sąd za wszystko coś nakradła tym panom...“ No i stuliła gębę.
— Proszę pana, rzekł pisarz wchodząc do Schmuckego, czy chce pan być obecny przy pieczętowaniu w pokoju nieboszczyka?
— Róbcie co chcecie! rzekł Schmucke, myślę, że chyba będę mógł umrzeć spokojnie?
— Zawsze ma się prawo umrzeć, rzekł pisarz śmiejąc się; sukcesje to nasz najlepszy interes. Ale rzadko zdarzyło mi się widzieć, aby generalny spadkobierca szedł za testatorem do grobu.
— Ja pójdę! rzekł Schmucke, który, po tylu ciosach, czuł nieznośny ból w sercu.
— A, jest pan Villemot! wykrzyknęła pani Sauvage.
— Panie Villemot, rzekł biedny Niemiec, niech pan mnie zastąpi...
— Jestem, rzekł dependent. Przychodzę panu oznajmić, że testament jest najzupełniej w porządku, i że będzie z pewnością zatwierdzony przez trybunał, który pana wprowadzi w posiadanie spadku. Będzie pan miał ładny majątek.
— Ja, łatny majądeg! wykrzyknął Schmucke, w rozpaczy że go mogą pomówić o chciwość.
— Ale tymczasem, rzekła Sauvage, co on tu robi, ten sędzia pokoju ze swoją świecą i tasiemkami?
— A, przykłada pieczęcie... — Chodź pan, panie Schmucke, ma pan prawo być obecny.
— Nie, ić ban zam...
— Ale poco pieczęcie, skoro pan Schmucke tu jest u siebie
Strona:PL Balzac - Kuzyn Pons.djvu/286
Ta strona została skorygowana.