zmuszają do podziwu nawet najgorszych. W Paryżu piękna cnota zdobywa sobie rozgłos niby wielki djament, jako rzadka osobliwość. Żaden aktor, ani autor, żadna choćby najbezczelniejsza baletnica, nie pozwoliliby sobie na najmniejszy figiel, na żaden dokuczliwy żart wymierzony w Ponsa lub jego przyjaciela. Pons zachodził czasami do foyer; natomiast Schmucke znał tylko podziemny kurytarz, wiodący z sieni teatru do orkiestry. W antraktach, o ile brał udział w przedstawieniu, poczciwy stary Niemiec ośmielał się spojrzeć na salę i wypytywał pierwszego fleta, młodzieńca urodzonego w Strassburgu z niemieckiej rodziny z Kehl, o ekscentryczne osoby zajmujące prawie zawsze loże przy scenie. Pomału, dziecięca wyobraźnia Schmuckego, któremu ów flecista udzielał lekcyj życia, oswoiła się z fantastyczną egzystencją loretki, z możliwością małżeństw w trzynastym okręgu[1], z rozrzutnością primaballeriny i z rajfurstwem garderobianych. Niewinne pierwociny występku zdały się temu zacnemu człowiekowi ostatniem słowem babilońskiego zepsucia; uśmiechał się do nich niby do chińskich wzorów. Ludzie doświadczeni domyślają się zapewne, że Pons i Schmucke byli eksploatowani, aby się posłużyć modnem w tej chwili słowem; ale co stracili w pieniądzach, to odzyskali w szacunku i w powszechnej uprzejmości.
Po tryumfie baletu, który rozpoczął powodzenie imprezy Gaudissarta, dyrekcja podała Ponsowi grupę w srebrze, przypisywaną Benwenutowi Cellini. Olbrzymia cena tego cacka była żywo omawiana w foyer: miało kosztować tysiąc dwieście franków! Poczciwiec chciał zwrócić ten podarek. Gaudissart z największym trudem skłonił go do przyjęcia.
— Ba! rzekł dyrektor do swego wspólnika, gdybyśmy mogli znaleźć aktorów z tej rasy!
To podwójne życie, tak spokojne na pozór, mącił jedynie na-
- ↑ Tak nazywano żartobliwie wolne związki, gdyż Paryż podzielony był na dwanaście okręgów.