Strona:PL Balzac - Kuzyn Pons.djvu/38

Ta strona została uwierzytelniona.

— Myślałem, kuzynko, że pozwolisz to sobie ofiarować, rzekł wzruszonym głosem.
— Co! co! odparła prezydentowa; ależ dajmy pokój ceremonjom, znamy się natyle aby wiedzieć co w trawie piszczy. Wiem, że nie masz na to, aby się bawić w prezenty. Czyż to już nie dość, że sobie zadałeś trud chodzenia po sklepach?...
— Nie chciałabyś tego wachlarza, droga kuzynko, gdybyś miała zapłacić zań tyle ile wart, odparł nieborak obrażony. To arcydzieło Watteau, jego pendzel po obu stronach. Ale uspokój się, kuzynko, ja nie zapłaciłem ani setnej części tego, co jest wart jako dzieło sztuki.
Powiedzieć bogaczowi: „Jesteś biedny“, to to samo co powiedzieć arcybiskupowi Grenady, że jego kazania są nic nie warte. Pani prezydentowa była zbyt dumna z pozycji męża, z dóbr Marville i z zaproszeń na bale dworskie, aby jej mogła nie dotknąć podobna uwaga, zwłaszcza z ust biednego muzykanta, wobec którego przybierała tony protektorki.
— Więc to są tacy głupcy, owi ludzie u których kuzyn kupuje te rzeczy?... rzekła żywo.
— Niema w Paryżu głupich kupców, odparł Pons prawie niegrzecznie.
— Zatem kuzynek musi mieć dużo sprytu, rzekła Cecylja aby załagodzić sytuację.
— Kuzyneczko, mam na tyle sprytu aby poznać Lancreta, Patera, Watteau, Greuza; ale zwłaszcza miałem ochotę zrobić przyjemność mamusi.
Pani de Marville, osoba bez wykształcenia a próżna, nie chciała znieść ani pozoru że przyjmuje najdrobniejszą rzecz od swego rezydenta; ciemnota wspomagała ją w tem cudownie, nie znała bowiem nazwiska Watteau. Jeżeli coś może wyrazić, dokąd sięga ambicja zbieraczy (z pewnością jedna z najżywszych, gdyż mogłaby iść o lepsze z ambicją autorów), to zuchwalstwo, z jakiem Pons —