Strona:PL Balzac - Kuzyn Pons.djvu/45

Ta strona została skorygowana.

keśmy widzieli, zrobić się hrabią. „Dla mego syna“, mówił licznym przyjaciołom.
— Dziś chcą tylko pieniędzy, odparł Pons, cenią tylko bogactwo...
— Cóżby to było, wykrzyknęła prezydentowa, gdyby niebo zostawiło mi mojego Karolka!...
— Och, z dwojgiem dzieci, bylibyście ubodzy! odparł kuzyn. To owoc równego podziału majątków; ale bądź spokojna, kuzynko, Cesia wyjdzie dobrze za mąż. Nie znam młodej panienki, któraby była tak dobrze ułożona.
Oto do jakiego poniżenia doszedł Pons w domach swych amfitrjonów: na wzór starożytnych chórów, powtarzał ich sądy, opatrując je płaskim komentarzem. Nie śmiał dać folgi oryginalności, która cechuje artystów i która za młodu objawiała się w nim mnóstwem miłych rysów; przyzwyczajenie do podrzędnej roli zdławiło ją prawie zupełnie, kiedy się zaś odzywała, karcono ją, jak przed chwilą.
— Przecież ja wyszłam za mąż mając tylko dwadzieścia tysięcy...
— W roku 1819, kuzynko! przerwał Pons. No, i to byłaś ty, kobietka z głową, panienka protegowana przez samego króla!
— Ależ Cesia to anioł doskonałości, dziewczyna inteligentna, z sercem, dostanie sto tysięcy na stół, nie licząc najpiękniejszych nadziei; i siedzi!...
Przez dwadzieścia minut pani de Marville mówiła o córce i o sobie, rozwijając typowe utyskiwania matek. Od dwudziestu lat, przez które stary muzyk bywał na obiedzie u swego jedynego krewnego Camusota, nieborak nie doczekał się najmniejszego pytania o jego sprawy, o jego życie, zdrowie. Pons był zresztą wszędzie rodzajem zlewu do zwierzeń domowych, dawał wszelkie rękojmie swej znanej i przymusowej dyskrecji, jedno bowiem niebaczne słowo zamknęłoby mu drzwi dziesięciu domów. Roli wiecznego słuchacza towarzyszyło niemniej stałe przytakiwanie; uśmiechał się