z gorączkową szybkością; krwawiący honor pędził go niby słomkę unoszoną wichrem. Znalazł się wreszcie na bulwarze du Temple o piątej, nie wiedząc jak tam zaszedł; co osobliwe, nie czuł najmniejszego apetytu.
A teraz, aby zrozumieć wstrząśnienie jakie miał sprawić powrót Ponsa do domu o tej godzinie, potrzebne są przyrzeczone wyjaśnienia co do pani Cibot.
Ulica Normandzka to jedna z ulic, gdzie się ma wrażenie prowincji: rośnie tam trawa, przechodzień jest rzadkością, wszyscy znają się między sobą. Domy datują z epoki, gdy za Henryka IV zamierzono zbudować dzielnicę, w której każda ulica nosiłaby miano jakiejś prowincji, w samym zaś środku miał się znajdować piękny plac pod godłem Francji. Pomysł Dzielnicy Europy był powtórzeniem tego planu. Świat się powtarza we wszystkiem, wszędzie, nawet w pomysłach spekulantów. Dom, w którym mieszkali dwaj muzycy, był to dawny pałac z dziedzińcem i ogrodem, ale w ubiegłym wieku, gdy dzielnica Marais cieszyła się nadzwyczajnem wzięciem, wzniesiono na froncie dom od ulicy. Dwaj przyjaciele zajmowali całe piętro w dawnym pałacu. Ten podwójny dom należał do pana Pillerault,[1] ośmdziesięcioletniego starca, który powierzył jego zarząd małżeństwu Cibot, odźwiernym, służącym u niego od lat dwudziestu sześciu. Odźwierny w dzielnicy Marais nie miewa dochodów takich aby mógł wyżyć ze swego miejsca; toteż imć Cibot, obok swego su od franka oraz polana od każdego sąga, stworzył sobie dochody z własnego przemysłu: był, jak wielu odźwiernych, krawcem. Z czasem, Cibot przestał brać robotę od majstrów; dzięki zaufaniu jakiem go darzyła drobna klientela, cieszył się bezspornym przywilejem naprawiania, łatania i nicowania wszystkich ubrań w promieniu trzech ulic. Izdebka odźwiernego była obszerna i zdrowa, za nią był drugi pokój. Toteż państwo Cibot uchodzili za najszczęśliwszą parę odźwiernych w całym okręgu.
- ↑ Wielkość i upadek Cezara Birotteau.