miał z czego opłacać i doktorów i przyjemności, ty ladaco!
Pod wpływem tej eksplozji, której towarzyszył przenikający go magnetyczny płomień spojrzenia. Wacław spuścił głowę. Gdyby najzjadliwszy potwarca mógł widzieć początek tej sceny, poznałby jak fałszywe były oszczerstwa rzucane przez Olivierów na pannę Fischer. Akcent, gesty i spojrzenia tych dwojga istot, wszystko świadczyło o czystości ich poufnego życia. Stara panna otaczała artystę tkliwością brutalną ale iście matczyną. Młody człowiek znosił z synowską uległością tyranię matki. Dziwny ten związek był wynikiem potężnej woli działającej bez przerwy na słaby charakter, na tę rozlewność właściwą Słowianom, która, zostawiając im ich bohaterską odwagę na polu bitwy, jest źródłem ich nieprawdopodobnego nieporządku życia, miękkości duchowej, której przyczyny powinnyby zainteresować fizjologów, fizjologowie są bowiem dla polityki tem, czem entomologowie dla rolnictwa.
— A jeżeli umrę, nim zrobię majątek? spytał melancholijnie Wacław.
— Umrzeć? wykrzyknęła stara panna. Och, nie dam ci umrzeć. Mam w sobie życia na dwoje, przelałabym w ciebie swoją krew, gdyby było trzeba.
Słysząc ten gwałtowny i naiwny wykrzyknik, Steinbock uczuł że mu wilgną powieki.
— Nie smuć się, mój drogi Waciu, ciągnęła Elżbieta wzruszona. Wiesz, kuzynce mojej Hortensji dosyć się spodobała, jak sądzę, twoja pieczątka. Czekaj, dokażę tego że sprzedasz grupę z bronzu, spłacisz mnie i zrobisz co zechcesz, będziesz wolny! No, śmiejże się!
Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 1.djvu/103
Ta strona została skorygowana.