Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 1.djvu/119

Ta strona została skorygowana.

— Czego pan sobie życzy? spytał odźwierny ku wielkiemu zdumieniu barona.
— Jak to, nie znacie mnie? odparł baron zaniepokojony.
— Owszem, panie baronie, właśnie dlatego że mam zaszczyt znać pana, zapytuję: Dokąd pan idzie?
Śmiertelny dreszcz wstrząsnął baronem.
— Co się stało? spytał.
— Gdyby pan baron zaszedł do apartamentu panny Miry, zastałby tam pannę Heloizę Brizetout, pp. Bixiou, Leona de Lora, Lousteau, Vernisset, Stidmanna, oraz kilka kobiet od których aż jedzie paczulą... oblewają nowe mieszkanie...
— A gdzież jest?
— Panna Mira?... Nie wiem, czy powinienem powiedzieć panu baronowi.
Baron wsunął w rękę odźwiernego dwie pięciofrankówki.
— A więc mieszka obecnie przy ulicy Ville-l‘Evéque, w pałacyku, który jej ofiarował podobno książę d‘Herouville, z cicha odpowiedział odźwierny.
Zapytawszy o numer pałacyku, baron wziął dorożkę i stanął przed jednym z owych nowoczesnych domów, gdzie, począwszy od gazowej latarni, zbytek przebija we wszystkiem.
Baron, ubrany w granatowy frak, biały krawat, białą kamizelkę, nankinowe spodnie, lakierowane trzewiki i obficie ukrochmalony żabot, uszedł w oczach stróża tego Edenu za jakiegoś zapóźnionego gościa. Postawa, chód, wszystko usprawiedliwiało to mniemanie.