Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 1.djvu/121

Ta strona została skorygowana.

— A, rozumiesz teraz, staruszku? rzekła Józefa.
Wszedłszy na palcach ukrytemi drzwiczkami, stąpając po perskich dywanach, zeszła swego wielbiciela w owem niemem osłupieniu, w którem w uszach dzwoni tak silnie, że człowiek nie jest w stanie nic usłyszeć prócz dźwięku zwiastującego nieszczęście.
To miano staruszka, zwrócone do osobistości tak wysoko położonej, maluje doskonale zuchwalstwo, z jaką te istoty ściągają do siebie największe stanowiska. Baron stał wrosły w ziemię. Józefa, cała w żółtem i białem, tak cudnie przybrała się na tę uroczystość, że wśród tego szalonego zbytku mogła jeszcze błyszczeć jako najrzadszy klejnot.
— Czy to nie piękne? spytała. Książę wpakował tu cały zysk spółki komandytowej której akcje sprzedał wysoko na giełdzie. Ma głowę, książątko, co? Jedynie ci dawni wielcy panowie umieją tak zamieniać torf na złoto. Przed obiadem rejent przyniósł mi do podpisania kontrakt nabycia, wraz z pokwitowaniem ceny kupna. Są tam sami wielcy panowie: d‘Esgrignon, Rastignac, Maksym, Lenoncourt, Verneuil, Łagiński, Rochefide, La Palférine, z finansów Du Tillet i Nucingen wraz z Antonią, Malagą, Karabiną i panią Schontz; wszyscy współczuli z twojem nieszczęściem. Tak, mój staruszku, jesteś zaproszony, ale pod warunkiem że wypijesz z miejsca zawartość dwóch butelek węgierskiego, szampana i madery, aby się dociągnąć do ich poziomu. Jesteśmy tu wszyscy zanadto wstawieni, aby można było coś dziś przedstawić w Operze; mój dyrektor sam jest pijany jak bela!